Burmistrz swoje wie...
Treść
Mieszkańcy Żywca będą mieli dzisiaj okazję obejrzeć przynajmniej część plakatów wchodzących w skład antyaborcyjnej wystawy "Wybierz życie". Fundacja PRO i Stowarzyszenie Rycerzy Kolumba zamierzają w ten sposób demonstrować przeciwko lipcowej decyzji burmistrza Antoniego Szlagora, który zablokował umieszczenie w centrum miasta wystawy pokazującej prawdę o aborcji. Tym bardziej że Samorządowe Kolegium Odwoławcze (SKO) w Bielsku-Białej uznało, że decyzja burmistrza zakazująca prezentacji ekspozycji "Wybierz życie" była niezgodna z prawem. Szlagorowi przysługuje możliwość odwołania się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach, jednak prawdopodobnie z niej nie skorzysta. Bagatelizuje on decyzję SKO i już dzisiaj zapowiada, że zgody na otwarcie wystawy w przyszłości i tak nie wyda.
Pod koniec lipca - o czym pisał "Nasz Dziennik" - burmistrz Żywca Antoni Szlagor najpierw wyraził zgodę na to, żeby 15 sierpnia na rynku umieszczono wystawę "Wybierz życie", pokazującą prawdę o tym, czym jest aborcja, jednakże już następnego dnia zmienił zdanie i zaproponował, aby została ona pokazana nie na rynku, ale w zamkniętym pomieszczeniu muzealnym na Zamku Żywieckim. To właśnie od tej drugiej decyzji odwołała się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Bielsku-Białej Rada Lokalna Rycerzy Kolumba. Stowarzyszenie podkreślało bowiem, że wydano ją "z naruszeniem prawa administracyjnego". SKO podzieliło argumenty skarżących i postanowiło "w całości uchylić zaskarżoną decyzję i umorzyć postępowanie w pierwszej instancji".
Kolegium uznało, że odwołanie jest zasadne, ponieważ w uzasadnieniu decyzji burmistrza pojawia się informacja, że jej powodem było zapoznanie się "z treścią oraz oddźwiękiem społecznym, jaki wywołała ta ekspozycja w Bielsku-Białej". Tymczasem w przepisach, na które powoływał się burmistrz Szlagor, nie znaleziono przesłanek do odmowy umieszczenia danej reklamy z uwagi na "osobiste odczucia" czy "oddźwięk społeczny". Jak czytamy w uzasadnieniu, "obecnie nośniki reklam epatują różną tematyką reklam, bardzo często jest to tematyka naruszająca odczucia danej osoby czy grupy osób, ale nie może stanowić to w obecnym prawie podstawy do odmowy umieszczania reklamy (o ile nie są naruszone zasady konstytucyjne)". SKO zwróciło również uwagę, że o ile w przepisach ustawy o drogach publicznych wymaga się odpowiedniego zezwolenia, jeśli chce się umieścić w pasie drogowym np. reklamę, o tyle nie ma tam żadnej informacji dotyczącej dopuszczalnych kategorii tematów umieszczanych reklam. Jak podkreśla skład orzekający SKO, "inna interpretacja tego przepisu naruszałaby konstytucyjne zasady równego traktowania podmiotów przez władze publiczne oraz niedyskryminowania w życiu społecznym i gospodarczym, bowiem zgodnie z art. 32 Konstytucji wszyscy są wobec prawa równi". Oprócz tego zauważono poważne uchybienia natury formalnej, m.in. dlatego że burmistrz najpierw wydał tzw. decyzję nieostateczną, wyrażającą zgodę, a po upływie zaledwie jednego dnia wydał kolejną, całkowicie sprzeczną z poprzednią. Tymczasem zastosowanie art. 154 kpa w takim przypadku stanowi "rażące, bo oczywiste, naruszenie prawa".
Z orzeczenia Kolegium zadowolony jest współorganizator wystawy Mariusz Dzierżawski z Fundacji PRO. - Środowy wyrok w sprawie ks. Marka Gancarczyka stwarza zagrożenie, że ludzie mogą być prześladowani za prawdę. Natomiast orzeczenie SKO jest optymistyczne, ponieważ uznaje, że to, co burmistrz zrobił, było rażącym naruszeniem prawa. Kolegium stanęło po stronie prawdy i prawa, co mnie bardzo cieszy. To pokazuje, że jest cały czas w Polsce przestrzeń do tego, żeby mówić i pokazywać prawdę, a w szczególności tę dramatyczną prawdę o aborcji. Bo jeśli nie będziemy tego robić, społeczne przyzwolenie na zabijanie dzieci przed narodzeniem doprowadzi do zniszczenia całej tkanki społecznej - zaznacza Dzierżawski.
Decyzja SKO satysfakcjonuje również posła Stanisława Piętę (PiS), który przyznaje, że jednak nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. - Jest to jakieś światło w tunelu, bo gdy słyszymy, że za nazwanie dewianta dewiantem trzeba zapłacić 15 tys. zł, a za nazwanie zabicia nienarodzonego dziecka morderstwem "Gość Niedzielny" musi zapłacić 30 tys. zł, to już się włos na głowie jeży. Człowiek zadaje sobie pytanie: w jakim my państwie żyjemy? Dlatego jestem bardzo zadowolony, że SKO stanęło na straży prawa - konkluduje parlamentarzysta.
Wobec lipcowej odmowy burmistrza Żywca obrońcy życia chcą zaprezentować przynajmniej część ekspozycji w formie manifestacji. - To nie jest tak, że urzędnicy miejscy według swojego widzimisię mogą mówić, co wolno, a czego nie wolno pokazywać. Staniemy na żywieckim rynku i będziemy trzymać kilka z naszych plakatów, żeby udowodnić, że mimo wszystko jesteśmy zdecydowani mówić i pokazywać prawdę - podkreśla Dzierżawski. Dodaje, że nawet w odniesieniu do takiej formy pojawiły się pewne problemy ze strony burmistrza w postaci wezwania do uzupełnienia zawiadomienia, w którym np. domagał się precyzyjnego podania programu zgromadzenia. - Odpowiedziałem, że wszelkie informacje wymagane przez ustawę zostały przeze mnie podane. Napisałem, że planowane przez nas zgromadzenie ma charakter pokojowy i gwarantuję, iż będziemy przestrzegać obowiązującego prawa. Na to pismo nie dostałem odpowiedzi. Nie miałem też żadnych informacji o tym, że burmistrz zakazuje demonstracji. Myślę, iż po tym orzeczeniu SKO będzie ostrożniejsze - uważa Dzierżawski.
Początkowo w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Antoni Szlagor twierdził, że nie ma żadnych wiadomości ani na temat decyzji Samorządowego Kolegium Odwoławczego, ani na temat dzisiejszej demonstracji, ponieważ się tym nie interesuje. - Tym się moi pracownicy interesują, ja mam o wiele ważniejsze rzeczy - próbował unikać odpowiedzi Szlagor. Ostatecznie przyznał, że o decyzji wie, ale jej jeszcze nie czytał, bo "ma na to określony czas urzędowy". Równocześnie podkreślił, iż orzeczenie SKO nic do sprawy nie wnosi. - Termin już minął, dlatego chcąc wystawę zorganizować na rynku, muszą do mnie na nowo napisać podanie i na nowo ode mnie otrzymają odmowę, i tak będziemy się bawić w kotka i myszkę - ironizuje Szlagor. Zapowiada, że nie ma zamiaru się nigdzie odwoływać, ponieważ nie widzi w tym sensu. Równocześnie bagatelizuje zarzucane mu uchybienia natury formalnej. - Jak ja bym się miał przejmować wiedzą Kolegium, to... Po prostu ja mam swoją wiedzę i wiem, co mi wolno, a Kolegium ma swoją wiedzę. W naszym kraju to prawo jest takie, że nie ma prawa - ucina burmistrz.
Maria S. Jasita
"Nasz Dziennik" 2009-09-25
Autor: wa