Co działo się nad lotniskiem Smoleńsk Siewiernyj w ostatniej fazie lotu prezydenckiego Tu-154M?
Treść
- Kapitan Arkadiusz Protasiuk doskonale zdaje sobie sprawę z warunków  pogodowych i zna smoleńskie lotnisko. Postępuje bardzo rozważnie.  Najpierw wykonuje co najmniej dwa kręgi nad pasem (tzw. oblot), zanim  zdecyduje się na podejście do lądowania. Zachowuje się profesjonalnie -  osobiście komunikuje się z wieżą, mimo że zwykle robi to nawigator lub  drugi pilot.
- Piloci rozpoczynają ścieżkę zniżania 10 km od progu  pasa startowego, na wysokości 500 metrów. Cały czas działają niezwykle  ostrożnie, znają komunikaty pogodowe i wiedzą od załogi Jaka-40 o  problemach lądującego wcześniej Iła-76. Autopilot co 2 km będzie zniżał  maszynę o 100 metrów. Za 2 minuty, na wysokości właśnie 100 m, w  odległości 2 km od pasa zdecydują, czy lądować i przejdą na ręczne  sterowanie, tzw. final approach. 
- Po wyrzuceniu podwozia dochodzi  do usterki steru wysokości, czyli "płetwy" z tyłu samolotu. Mogło to być  spowodowane awarią hydrauliki samolotu lub bloku sterowania.
-  Autopilot i załoga o tym nie wiedzą. Schodzą nieco za szybko, pod zbyt  dużym kątem. Kapitan Protasiuk nie może wiedzieć, dlaczego tak się  dzieje, ale woli dmuchać na zimne. Już na 3 km przed progiem pasa  decyduje się zrezygnować z lądowania. Kapitan przekręca gałki sterowania  autopilotem, ustawiając maksymalną prędkość i wysokość. Autopilot  sterujący ciągiem silników ustawia je na moc startową, a więc  maksymalną. 
- Piloci nie widzą ziemi, a ogromne przyspieszenie  "wcina" ich dosłownie w fotele. Wszyscy świadkowie potwierdzają, że  dźwięk silnika był dziwny, inny niż wszystkich innych samolotów  podchodzących do lądowania. Był to odgłos maksymalnych obrotów silników.  W tym momencie prezydencki Tu-154M słyszał por. Artur Wosztyl, kapitan  Jaka-40. Potwierdza, że był to właśnie ten charakterystyczny, świetnie  pilotom znany szum silników na najwyższych obrotach, absolutnie nie  takich, przy których się ląduje.
- Kapitan Protasiuk poleca  nawigatorowi ustawić autopilota tak, by następny way-point (punkt na  trasie) znajdował się po przeciwległej stronie pasa. Jednak wbrew  zamierzeniom nie będą się wznosić.
- Nie działa ster wysokości. Na 18  s przed katastrofą system EGPWS "dostrzega", że samolot nie wznosi się,  a ustawiona jest najwyższa moc silników. Alarmuje pilotów, co  rejestruje czarna skrzynka. System "mówi" wbrew wersji Rosjan: "Don't  sink! Don't sink!", ("Nie przepadaj!"), co zdarza się tylko, gdy samolot  nie wznosi się po starcie lub na maksymalnej mocy silników. Nie jest  prawdą, że komunikat systemu brzmiał: "Terrain ahead! Pull up!" (Ziemia  przed tobą! Ciągnij w górę!), jak twierdzą Rosjanie. Smoleńskiego  lotniska nie ma w bazie danych systemu, ten tryb ostrzegania był po  prostu wyłączony. Inaczej dużo wcześniej, już na wysokości 666 m,  zabrzmiałby komunikat systemu. W tej sytuacji działał tylko system  EGPWS, który nie wymaga wiedzy o pozycji samolotu względem terenu i  lotniska. Jednym z elementów tego systemu jest właśnie komenda: "Don't  sink!".
- W tym momencie piloci przelatują nad wąwozem, zatem  wskazówka radiowysokościomierza zdaje się iść w górę. Pokazuje pozorny  wzrost wysokości. "Wcięci" przez olbrzymie przyspieszenie w swoje  fotele, nie widząc ziemi w gęstej mgle, nie mogą zweryfikować tego  własnymi zmysłami. Ostrzega ich jedynie system. 
- Tymczasem samolot  powoli opada, przez 8-9 sekund. Czarna skrzynka nagrywa pytania pilota o  wysokość i pozycję. Piloci dostrzegają ziemię. 
- Kapitan Protasiuk  próbuje przejąć ręczną kontrolę nad maszyną. Przed nimi wzgórze. Są  lekko przechyleni na lewo. Uderzają lewym skrzydłem w samotne drzewo.  Końcówka skrzydła odpada i wbija się w ziemię, jest widoczna na  nagraniach. 
- Uderzając w zbocze, gwałtownie przechylony samolot  obraca się na grzbiet. Lecąc na maksymalnym ciągu silnika, maszyna  uderza z dużą prędkością w ziemię słabszym elementem konstrukcji. Stąd  większe od normalnych zniszczenia samolotu.
- Nawet w ostatniej  chwili życia mjr Arkadiusz Protasiuk próbował ratować maszynę i życie  swoich pasażerów. Świadczy o tym fakt przekręcenia na prawo płaszczyzny  steru kierunku, co widoczne jest również na zdjęciach. Próbował sterować  samolotem, ale kluczowy ster wysokości dawno już nie działał.
oprac.  MA
Nasz                                                                Dziennik                      2010-05-28
Autor: jc
