Jest paragraf na "Smoleńsk. Zapis śmierci"
Treść
Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo w sprawie  publicznego rozpowszechniania bez zezwolenia informacji z postępowania  przygotowawczego dotyczącego katastrofy smoleńskiej. Śledztwo dotyczy  materiałów zamieszczonych w książce "Smoleńsk. Zapis śmierci". Już na  obwolucie autorzy obwieszczają, że dotarli do 57 tomów akt śledztwa  smoleńskiego i dokładnie je przestudiowali. Zaznaczyli też, ile lat  więzienia grozi im za tę publikację. Tym tropem postanowili pójść  prokuratorzy.
Warszawska prokuratura okręgowa zbada, czy  Michał Krzymowski i Marcin Dzierżanowski, autorzy książki "Smoleńsk.  Zapis śmierci", złamali prawo. Śledczy uznali, że w tej publikacji mogło  dojść do "publicznego rozpowszechniania bez zezwolenia wiadomości z  postępowania przygotowawczego o sygn. Po. Śl. 54/10, zanim zostały one  ujawnione w postępowaniu sądowym" poprzez opublikowanie w książce  materiałów z akt postępowania dotyczącego katastrofy smoleńskiej.
Śledztwo  ma swoją genezę w piśmie, jakie "Nasz Dziennik" skierował do  warszawskiej prokuratury okręgowej. Poprosiliśmy w nim o odpowiedź, czy  kolportowanie książki reklamowanej przez samych autorów jako złamanie  prawa może mieć negatywne skutki dla księgarzy. Prokuratura, nie znając  ani treści publikacji, ani nie mając pełnej wiedzy dotyczącej zawartości  akt postępowania smoleńskiego, nie mogła udzielić nam odpowiedzi i  skierowała zapytanie w tej sprawie do prokuratury wojskowej.
-  Przesłaliśmy pismo do prokuratury wojskowej z prośbą o zajęcie  stanowiska. Po uzyskaniu odpowiedzi wdrożyliśmy postępowanie  sprawdzające i zostało wszczęte śledztwo. To normalna procedura -  powiedziała nam prokurator Monika Lewandowska, rzecznik Prokuratury  Okręgowej w Warszawie. Jak zaznaczyła, prokuratorzy, mając wiedzę o  publikacji, musieli zareagować z urzędu.
To nie pierwsze postępowanie  wobec dziennikarzy "Wprost". Wcześniej warszawska prokuratura po  przekazaniu sprawy z wojskowej prokuratury weryfikowała, czy publikacja  tygodnika z listopada ubiegłego roku pt. "Prawda o Smoleńsku", w której  stwierdzono, że dziennikarze dotarli do 57 tomów akt śledztwa  smoleńskiego (fragmenty akt zaprezentowano w publikacji), nosiła  znamiona przestępstwa. Śledztwo zostało umorzone.
- W mojej ocenie,  ta publikacja ["Smoleńsk. Zapis śmierci" - red.] powinna już wcześniej  zostać zbadana, a nie dopiero na podstawie quasi-zawiadomienia złożonego  przez dziennikarzy. Skoro prokuratura z urzędu zajmuje się takimi  sprawami, jak chociażby głośne ostatnio znieważenie pana prezydenta,  gdzie mamy wątpliwości, czy do takowego zniesławienia doszło, tym  bardziej z urzędu powinna zająć się tą sferą prawa, która bezpośrednio  jej dotyczy, czyli ujawnienia tajemnicy śledztwa - ocenił mecenas  Bartosz Kownacki, pełnomocnik kilku rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej.
Jak  zauważył, rozstrzygnięcie dotyczące publikacji materiału na łamach  tygodnika "Wprost" nie powinno w żaden sposób rzutować na wynik  śledztwa, chociażby z uwagi na ilość informacji zawartych w obu tych  publikacjach. Według niego, autorzy książki z pewnością będą zasłaniali  się "immunitetem dziennikarskim" i nie można wykluczyć, że  rozstrzygnięcie tej sprawy będzie podobne jak w przypadku ich  wcześniejszego materiału prasowego. - Nie można jednak wykluczyć, że o  ile w przypadku artykułu prasowego mogło nie dojść do naruszenia  śledztwa, gdyż jego wartość była znikoma (patrząc na ilość wątków  podjętych w śledztwie), o tyle w przypadku książki wnioski prokuratury  mogą być zupełnie inne - dodał prawnik.
Marcin Austyn
Nasz Dziennik 2011-05-24
Autor: jc
