Jestem dumna, że gram muzykę polską
Treść
Ze skrzypaczką Agnieszką Maruchą rozmawia ks. Arkadiusz  Jędrasik
Ukończyła Pani z wyróżnieniem klasę skrzypiec u prof.  Mirosława Ławrynowicza na Uniwersytecie Muzycznym im. Chopina w Warszawie, a  także zagraniczne studia podyplomowe. Jak wspomina Pani czas studiów?
- Z  całą pewnością każdy inaczej wspomina swoje studenckie czasy. Ja pamiętam okres  studiów w Warszawie jako czas intensywnej pracy. Jestem warszawianką, przez całe  studia mieszkałam u rodziców, nie musiałam więc martwić się o utrzymanie. Mogłam  skupić się wyłącznie na ćwiczeniu i nauce. W tamtym okresie dużo koncertowałam,  uczyłam się nowego repertuaru solowego i kameralnego, zdobyłam też wiele nagród  na znaczących konkursach skrzypcowych. W czasie studiów założyłam wraz z  pianistą Wojciechem Jasińskim duet Polish Duo, który istniał 9 lat i z którym  występowałam w całej Europie. Natomiast studia w Szwajcarii, w Hochschule der  Kunste w Bernie, to czas zdobywania nowych doświadczeń muzycznych. Grałam wtedy  bardzo dużo muzyki dawnej i współczesnej. Choć otrzymałam stypendium rządu  szwajcarskiego, starałam się dużo pracować i występować solo, w orkiestrach i  zespołach kameralnych, by wyrobić sobie kontakty w nowym środowisku muzycznym.  Zaowocowało to wieloma wspaniałymi projektami.
Dwa lata temu ukazał  się Pani album z muzyką kameralną Hansa Hubera, Arnolda Mendelssohna i Maurycego  Moszkowskiego nagrany dla Acte Préalable. Skąd taki pomysł?
- Podczas  studiów w Bernie wraz z moją panią profesor Moniką Urbaniak-Lisik i pianistą  Wojciechem Jasińskim założyłam zespół Trio Ardito. Dwoje skrzypiec i fortepian  to bardzo rzadko spotykany skład kameralny, istnieje niewiele kompozycji  napisanych na te instrumenty, mieliśmy więc problem z doborem repertuaru. Gdy  zaczęliśmy poszukiwania utworów, okazało się, że istnieje wiele ciekawych,  nikomu nieznanych kompozycji na taki zespół. Zauważyliśmy też, że prawie żadne z  nich nie zostały nigdy zarejestrowane. Postanowiliśmy więc sami zrobić nagranie  i tym samym zaprezentować słuchaczom nowy repertuar.
Jak wybiera Pani  repertuar do nagrań, koncertów?
- Bardzo często moje wybory są  podyktowane życzeniem instytucji, w której występuję. W Szwajcarii starałam się  propagować muzykę polską. Często też włączałam do repertuaru utwory kompozytorów  szwajcarskich. Lubię zaskakiwać słuchaczy - łączę wszystkie style i gatunki  muzyczne, nie boję się muzyki współczesnej, w końcu to sztuka naszych czasów!  Ostatnio wraz ze skrzypkiem Rafałem Zambrzyckim-Payne grałam recital na dwoje  skrzypiec w Szkocji. Zestawiliśmy utwory Telemanna z Bartókiem, kompozycje Bacha  z duetami Beria. A w środku zagraliśmy suitę Grażyny Bacewicz na dwoje  skrzypiec. Publiczność była zachwycona! Staram się również wzbogacać program o  nieznane kompozycje. Świadomość, że wykonuję utwór po raz pierwszy po wielu  dziesiątkach lat, jest bardzo budująca i daje motywację do dalszych poszukiwań  muzycznych.
Teraz będzie płyta z Koncertem skrzypcowym Zygmunta  Stojowskiego, też nagrana dla Acte Préalable. Jaka jest geneza  projektu?
- O Stojowskim jeszcze kilka lat temu nie wiedziałam zupełnie  nic. Gdy skończyłam nagranie poprzedniej płyty, zaczęłam zastanawiać się nad  następnym projektem. Wtedy to pan Jan Jarnicki, właściciel Acte Préalable,  podsunął mi pomysł, by bliżej zainteresować się Zygmuntem Stojowskim, pokazał  nuty koncertu skrzypcowego, sonat i miniatur. Utwory wyglądały na tyle  interesująco, że postanowiłam się ich nauczyć. Zaczęłam się również zastanawiać,  dlaczego kompozytor ten jest prawie zupełnie nieznany w kraju. Przecież był  Polakiem! W ubiegłych latach byłam uczestniczką studiów doktoranckich na AMFC w  Warszawie, postanowiłam więc moją pracę doktorską napisać właśnie o Stojowskim,  opisać życie kompozytora, zanalizować utwory skrzypcowe, przyjrzeć się bliżej  fonografii i nagraniom archiwalnym. Nagranie poprzedzał rok badań i poszukiwań  związanych ze Stojowskim. To bardzo ułatwiło mi późniejszą pracę nad  utworami.
Jak przebiegała Pani współpraca z Piotrem Wajrakiem i tą  młodą orkiestrą?
- Współpraca z panem Wajrakiem od początku układała się  znakomicie. Pan Wajrak bardzo entuzjastycznie podszedł do mojego projektu,  bardzo pomógł mi w zorganizowaniu nagrania. Choć oboje byliśmy bardzo zajęci i  mieliśmy niewiele czasu na próby z orkiestrą, pan Wajrak znakomicie zmobilizował  młodzież do pracy. A sam zespół? Jest to orkiestra szkolna Państwowej Szkoły  Muzycznej II stopnia im. Józefa Elsnera, większość młodych ludzi właśnie tam  zdobywa swoje pierwsze doświadczenia gry w dużym składzie symfonicznym. Wielu z  nich na pewno po raz pierwszy zetknęło się z utworami Stojowskiego. Myślę, że je  było dla nich dużym wyzwaniem! Młodzi ludzie potraktowali nagranie poważnie,  byli pełni zapału i niezwykle zaangażowani, świetnie się z nimi pracowało!  Chciałabym gorąco podziękować wszystkim członkom orkiestry za to, że poświęcili  swój czas, by to nagranie mogło ujrzeć światło dzienne...
Co w muzyce  Zygmunta Stojowskiego czyni go kompozytorem wartym odkrycia i  nagrywania?
- Przede wszystkim jest to kompozytor polski, urodzony pod  Krakowem, wychowany w Polsce, więc chociażby z tego względu i z szacunku do  narodowej spuścizny powinno się bliżej poznać jego muzykę. Twórczość  Stojowskiego ma swój klimat, swój styl i atmosferę, choć nie jest to może muzyka  na miarę wielkich romantycznych symfoników. Utwory Stojowskiego są bardzo  śpiewne, melodyjne, bardzo polskie, choć zawierają też w sobie wiele elementów  muzyki francuskiej. Zawierają w sobie duży ładunek emocjonalny. Choć zdarzają  się kompozycje słabsze, to większość utworów jest bardzo dobrze napisana. Mam  nadzieję, że moje nagranie zainteresuje instytucje kulturalne i będzie  inspiracją, by umieścić utwory Stojowskiego w repertuarze koncertowym, gdyż są  tego warte!
Nagranie muzyki Stojowskiego to kolejny etap w jego  promocji. Czy wcześniej włączała Pani jego utwory do swoich koncertów? Jak  publiczność odbiera tę muzykę?
- Kompozycje Stojowskiego, podobnie jak  utwory Żeleńskiego, Noskowskiego i Kochańskiego, starałam się jak najczęściej  prezentować publiczności i włączałam do repertuaru koncertowego. Publiczność  zawsze jest zainteresowana nowymi, nieznanymi utworami. Również za granicą  muzyka Stojowskiego była i jest dobrze odbierana przez  słuchaczy.
Jakie wyzwania stawia przed skrzypaczką muzyka Zygmunta  Stojowskiego?
- Utwory Stojowskiego, podobnie jak większość  późnoromantycznej muzyki skrzypcowej, są rozbudowane i wielowarstwowe. Dobra  relacja temp, które zmieniają się tu bardzo często, właściwe frazowanie,  odpowiednie proporcje pomiędzy skrzypcami a fortepianem to tylko niektóre z  wyzwań, przed którymi stoi artysta, sięgając po kompozycje. A ponieważ utwory te  zawierają wiele elementów wirtuozowskich, jest tu nad czym pracować również od  strony czysto technicznej. Niestety, istnieje bardzo niewiele nagrań utworów  skrzypcowych Stojowskiego, więc nie ma do czego się odwoływać. Pracując nad  utworem, trzeba uruchomić wyobraźnię, bazować na własnych doświadczeniach,  muzycznej intuicji i wrażliwości. Z drugiej strony, ponieważ trafia się na tzw.  dziewiczy teren - można do woli eksperymentować i poszukiwać. Wykonywanie  utworów Stojowskiego daje mi dużo satysfakcji oraz przyjemności, gdyż jest to  piękna, ciekawa muzyka. A nagranie? Dało mi poczucie, że historię wprowadziłam w  życie i że każdy, kto będzie chciał posłuchać muzyki skrzypcowej Stojowskiego,  będzie mógł po prostu sięgnąć po płytę i zapoznać się z jego twórczością.  Wcześniej było to niemożliwe.
Woli Pani pracę w studiu nagraniowym czy  lepszy jest kontakt z publicznością na koncertach?
- Nagranie i koncert  to sytuacje tak odmienne, że nie da się ich porównać. Bardzo lubię występować,  dzięki temu mam poczucie, iż kreuję coś niepowtarzalnego, co dzieje się tu i  teraz. Ma to wiele wspólnego z występem teatralnym. Kontakt z publicznością,  świadomość, że słuchacze przyszli na koncert specjalnie dla mnie, że moją muzyką  mogę wywołać w nich emocje - to sytuacja wspaniała i niepowtarzalna. Natomiast w  studiu mogę skupić się na pracy, sama dyktować jej rytm. Mogę wybierać wersje  nagrań, skupić się na szczegółach. Trzeba jednak uważać, żeby w trakcie nagrań  nie popaść w obsesję i przesadny perfekcjonizm. To zdarza się niestety dość  często.
Jak zamierza Pani promować swoją płytę z muzyką  Stojowskiego?
- Zaplanowałam koncerty w Szwajcarii, Danii, mam też  nadzieję, że uda mi się wystąpić w USA - w końcu Zygmunt Stojowski spędził w  Ameryce większą część swojego życia. Koncerty pragnę połączyć z krótkim wykładem  o kompozytorze, gdyż dla większości słuchaczy Stojowski jest postacią zupełnie  nieznaną.
Czy ma Pani swoich ulubionych skrzypków,  dyrygentów?
- Jest tylu wspaniałych artystów i każdy z nich jest tak  odmienny, że trudno powiedzieć, kogo lubię najbardziej. Każdego cenię za inne  cechy, każdy ma inne walory. W koncertach symfonicznych uwielbiam Anne-Sophie  Mutter, bardzo lubię nagrania Jaszy Heifetza, Dawida Ojstracha, stare nagrania  Konstantego Andrzeja Kulki, pierwsze nagrania Wandy Wiłkomirskiej. Z dyrygentów  oczywiście Leonard Bernstein, a z dzisiejszej generacji - Ivan Fisher, Walerij  Giergiew, Andrey Boreyko.
Już na dobre w naszej świadomości jest  umiejscowione stylowe wykonywanie muzyki dawnej. Jaki jest Pani stosunek do  tego?
- Od dawna interesuje mnie muzyka barokowa. Pierwszy raz na dobre  zetknęłam się z nią podczas moich studiów w Szwajcarii. To był dla mnie zupełnie  nowy świat, zafascynowała mnie wiedza na temat wykonawstwa, rodzaju frazowania,  historii powstania dawnych utworów. Wtedy zaczęłam grać muzykę dawną smyczkiem z  epoki, a potem również nauczyłam się grać na skrzypcach barokowych. Z całą  pewnością bardzo mnie to rozwinęło jako skrzypaczkę, gdyż nauczyłam się dużo o  samej historii skrzypiec i dawnych technik gry. Myślę, że nie można do tego  zagadnienia podchodzić w sposób ekstremalny. Lubię utwory skrzypcowe Bacha  zarówno w wykonaniu Henryka Szerynga lub Artura Grumiaux, jak i nowe nagrania  Rachel Podger na barokowych skrzypcach. Nie uważam, żeby któreś z nich było  lepsze lub bardziej stylowe. Każde z nich zawiera w sobie inną jakość i inne  walory artystyczne. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że dawne nagrania, np. z  lat 50., są przestarzałe. Być może jest tak w odniesieniu do nagrań  orkiestrowych lub wokalnych, ale na pewno nie skrzypcowych. Myślę, iż artysta  powinien mieć prawo wyboru sposobu, w jaki chce wykonywać taką muzykę na dawnym  instrumencie: przy zastosowaniu oryginalnego smyczkowania i notacji, czy na  instrumencie nowoczesnym, w sposób bardziej dowolny. Na pewno dla publiczności  interesujące jest zestawienie na jednym koncercie różnych instrumentów, różnych  stylów, różnego rodzaju dźwięku. Dużo też zależy od miejsca wykonania koncertu.  Instrumenty z jelitowymi strunami dobrze brzmią w kościołach, ale już gorzej w  salach koncertowych. Na pewno w dzisiejszych czasach podejście do muzyki dawnej  jest w pewnym sensie kwestią mody, pewnych trendów. Uważam, że każdy musi  znaleźć swoją drogę w odniesieniu do tej muzyki, być przede wszystkim wiernym  własnej intuicji i gustowi muzycznemu.
Jakie będą kolejne  płyty?
- Praca nad ostatnim nagraniem pochłonęła mnóstwo czasu i energii,  więc przede wszystkim marzę o odpoczynku. Ale mam już kilka pomysłów, m.in.  Sonaty skrzypcowe Hansa Hubera, kompozytora szwajcarskiego. Prawdopodobnie będę  również nagrywać utwory współczesnych kompozytorów duńskich z zespołem duńskich  kameralistów Störströms Kammerensemble, którego jestem obecnie  członkiem.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-04-27
Autor: wa