Karol Miarka - obrońca polskości na Śląsku
Treść
Miarka to inicjator utworzenia i organizator wielu polskich organizacji społecznych i gospodarczych na Górnym Śląsku. Za przeciwstawianie się polityce kulturkampfu i germanizacji był prześladowany i kilkakrotnie więziony. Urodził się 22 października 1824 roku w Pielgrzymowicach, w ubogiej śląskiej rodzinie. Był najstarszym z osiemnaściorga dzieci, wychowywanych przez Antoniego Miarkę i Karolinę z Borówków. Ojciec Karola był skromnym nauczycielem ludowym i organistą, więc jego pensja nie starczała często na wyżywienie dzieci. Bieda była w domu Miarków codziennością, którą jednak - jak pisze w książce "Karol Miarka. Kartka z dziejów Górnego Śląska" Stanisław Bełza - znoszono z poddaniem, a krwawy znój codzienny obojga małżonków, osładzała wzajemna miłość i wiara w pomyślniejsze jutro. Od wczesnej młodości Karol odznaczał się wielką pracowitością i zdolnościami. Początkowo uczył się w szkole ojca, później w gimnazjach w Pszczynie i Gliwicach. W szkołach tych został poddany wraz z innymi dziećmi zaplanowanej przez władze pruskie germanizacji. Choć w domu Karola mówiono jedynie po polsku, gimnazja wywarły na młodego Miarkę zdecydowanie negatywny wpływ. "Szkoła pszczyńska, do której rodzice w dziesiątym roku życia posłali swojego syna, była urządzona zupełnie po niemiecku. Jak maszyna nakręcona z góry bezlitosnymi rękami, niemczyła ona słowiańskie dzieci z tak wybornym skutkiem, iż Miarka w męskim dopiero wieku przebudził się do życia i otrząsnął z obcych sukienek, w które go dziecięciem gwałtem przyobleczono"- podkreśla Bełza. W sidłach germanizacji W 1846 roku Karol ukończył seminarium nauczycielskie w Głogówku, gdzie - jak podaje Bełza - nie uczono ani słówka po polsku, lecz język ojczysty w perfidny sposób zohydzano. Choć Miarka wychowany był przez matkę i ojca Polaków i umiał czytać i pisać po polsku, wyrażał się wyłącznie po niemiecku. Gdy skończył seminarium został mianowany nauczycielem ludowym i pracował kolejno w Lędzinach, Urbanowicach i Piotrowicach. Od 1850 roku, po śmierci ojca, był w Pielgrzymowicach nauczycielem i organistą, następnie pisarzem gminnym i sędzią polubownym. Uczył tutaj do 1869 roku. Dużo czasu poświęcał Miarka na dokształcanie się w wielu przedmiotach, m.in. w języku łacińskim, historii, filozofii i teologii. Zaszczepiony mu w szkołach pruskich wstręt do języka polskiego zaowocował jednak tym, że nie sięgał on po inne dzieła ojczyste, oprócz książek szkolnych i śpiewników kościelnych. Bełza podaje, że Miarka był wtedy jeszcze przekonany, że polska literatura niegodna jest zajęcia wykształconego człowieka, że jest to wyłącznie literatura ludowa. Przytoczmy tutaj słowa samego Karola Miarki, który po latach tak wspominał ten okres w swoim życiu: "Oprócz początków w wiejskiej szkole ojca odbierałem w szkole miejskiej, w gimnazjum i seminarium, wykształcenie jedynie niemieckie, nie słysząc w tychże zakładach, ani jednego słówka polskiego. Przy każdej owszem sposobności, wyrażali się nauczyciele z pogardą o Polsce, o narodzie i języku polskim, nazywając go barbarzyńskim, który nie posiadając żadnej literatury, nie zasługuje na pielęgnowanie, lecz na zagładę. Ile razy musieli wspomnieć o historii polskiej, traktowali Polaków najniegodziwiej. Wyraz 'Slaven' wyprowadzali z wyrazu 'Sclaven' (niewolnicy), ponieważ między Słowianami, a więc i w Polsce, panowała zdaniem ich najokropniejsza niewola. Takim sposobem poniżali i zohydzali wszystko, co polskie". Wiele światła rzuca też Miarka na to, jak traktowani byli w tamtym czasie Polacy na Górnym Śląsku. Podkreślał, iż: "W Górnym Śląsku, uważano i traktowano lud polski jako Pariasa, nie mającego prawa do istnienia. Wszyscy urzędnicy i co się tylko liczyło do inteligencji, nie przemówiło ani słówka po polsku, chyba w ostatniej konieczności. Księża i nauczyciele, mówili tylko po niemiecku; na wójtów wybierano tylko takich ludzi, którzy przy wojsku 'polizali' choć nieco niemieckiego języka. Zdarzyło się, że sąd skazał na karę 5 talarów pewnego wieśniaka za to, że swego sąsiada przezywał 'Polakiem' - ponieważ podług wywodów wyroku, wyraz 'Polak' oznacza coś pogardliwego i podłego. Dodać muszę, że oskarżyciel i oskarżony nie znali ani słówka niemieckiego i mówili tylko po polsku". W takiej atmosferze antypolskiej przyszło żyć Karolowi Miarce. Opatrzność jednak chciała, że głównym nadzorcą wszystkich szkół na Górnym Śląsku był w tym czasie biskup Bernard Bogedain. On to z całą mocą walczył, by lud polski ocalić przed zniemczeniem. W tym celu założył w Opolu "Tygodnik", w którym w przystępny sposób pouczał lud o swoich prawach. Niestety, niewielu chciało go czytać i w końcu pismo upadło. Gdy biskup pojawił się w Pielgrzymowicach i zobaczył wzorowo prowadzoną przez Miarkę jego placówkę, zaproponował mu posadę rektora w Szremie lub Środzie w Poznańskiem. Ten, nie znając gruntownie polskiego, lękał się z początku, że nie sprosta nowym obowiązkom. Ale biskup, o którym później Miarka mówił, iż: "był on pierwszym człowiekiem, z którego ust usłyszałem czysty płyn polskiej mowy i pokochałem ją" - zostawił mu rok na przygotowanie się do państwowego egzaminu. Miał on gruntownie poznać gramatykę polską i skarby ojczystego piśmiennictwa. Radykalna przemiana W tym czasie Miarka próbował już swych sił w pisaniu i drukowaniu małych opowiadań i artykułów, które pisał wtedy jeszcze po niemiecku. Choć z początku z braku prawdziwych źródeł przedstawiał historię Polski tak, jak mu ją w szkołach ukazywali (np. "Górka Klemensowa"), to jednak coraz bardziej uświadamiał sobie swoją polskość i zaczynał jej bronić. Błędy historyczne wytknął mu w tym dziele Paweł Stalmach, redaktor "Gwiazdki cieszyńskiej", u którego w domu był Miarka w 1861 roku. Stanisław Bełza pisze: "Jakie przekonania wpajali nauczyciele pruscy w młodzież górno-śląską, najlepszym tego dowodem będzie, gdy powiemy, że Miarka, znalazłszy u Stalmacha obfitą bibliotekę, zadziwił się, że w polskim języku tyle napisano książek. Biedny on nasłuchał się tyle w szkołach, że Polacy żadnej literatury nie posiadają, iż oczom własnym wierzyć nie chciał, widząc mnóstwo dzieł w ojczystym języku. Ale widok ten uleczył go radykalnie; bielmo, zaciągnięte na jego wzrok interesowną ręką pruską, spadło zupełnie i na zawsze. Powrócił więc do domu z zupełnie innym zapatrywaniem". Sam Miarka przyznał po latach: "Począłem po raz pierwszy dopiero wtedy myśleć po polsku, bo dotąd myślałem po niemiecku". Wpływ na niego miał także Józef Chociszewski, pisarz i wydawca dziełek ludowych. Dzięki niemu i Stelmachowi Miarka napisał dla "Gwiazdki" wkrótce dzielną rozprawę, pt.: "Głos wołającego na puszczy górno-śląskiej". W broszurce tej wykazał krzywdy, jakich doznaje lud śląski i postulował, iż koniecznie trzeba wzbudzić w Ślązakach zamiłowanie do czytania. Ucząc w Pielgrzymowicach, związał się jednocześnie z wydawanym w Piekarach "Zwiastunem górno-ślaskim", w którym publikował swoje powieści historyczne. Praca dziennikarska, poprzez którą chciał wpływać na świadomość narodową Polaków, tak go pochłonęła, że w końcu zerwał z nauczycielstwem. Początkowo miał zamiar przenieść się na stałe do Piekar, jednak później zmienił swój projekt i przeprowadził się do Królewskiej Huty (dzisiejszego Chorzowa). Tutaj zwrócił się do duchowieństwa, prosząc o poparcie go między ludem, w pracy mającej na celu interes tego ludu. Światłe duchowieństwo nie odmówiło mu poparcia i zalecało czytanie "Zwiastuna". Bełza pisze: "Zdarzył się wtedy wypadek, który cały Górny Śląsk wprawił w oburzenie. W gimnazjum w Bytomiu, jak w ogóle we wszystkich gimnazjach w Prusach, wykładano wyłącznie po niemiecku; dzieci polskie, nieobyte jeszcze z tym językiem, małe czyniły w nim postępy; dla przykładu więc ogólnego, zwierzchność gimnazjalna wydaliła za to ze szkoły kilku chłopców. Miarka pochwycił w lot ten wypadek i opisawszy go w swoim "Zwiastunie", wykazał jednocześnie całą krzywdę, jaką się, postępując w ten sposób, wyrządza rodzicom, niewinnym przecież tego, że ich dzieci korzystać nie mogą z wykładów niemieckich. Artykuł jego sprawił na całym Górnym Śląsku wstrząsające wrażenie". Oddziaływanie "Katolika" Wydawca pisma, Teodor Heneczek, niezadowolony z takiego obrotu sprawy wypowiedział Miarce pracę. Ten straciwszy ją, pozostał bez środków do życia. Choć w jego domu zagościła nędza, nie złamało to jego ducha. Widząc biedę Miarki, przyjaźni mu księża poradzili, by wydał dziełko o Papieżu Piusie IX, którego miał być wkrótce jubileusz. Miarka posłuchał rady i napisał książkę, a zyskane z jej sprzedaży pieniądze podratowały jego budżet domowy. Równocześnie Chociszewski zaproponował mu, by nabył za tanie pieniądze jego "Katolika" i przeniósł redakcję tego pisma do Królewskiej Huty. Miarka nie wahając się długo, zgodził się i w kwietniu 1869 roku zaczął wydawać tę gazetę, która z czasem stała się opiniotwórczym dziennikiem politycznym. Założył tu także towarzystwo narodowe i robotnicze, a podczas zgromadzeń ludowych mowami swoimi rozbudzał w ludzie poczucie narodowościowe i zamiłowanie do rzeczy ojczystych. W swojej gazecie Miarka objaśniał Polakom ich prawa i głośno o nie się dopominał. W tym czasie administracja pruska zabiegała o to, by do Izb wybrany został książę Müller, który nie chciał przed wyborami pisemnie zobowiązać się do tego, iż interesy ludu polskiego w swej poselskiej posadzie będzie popierał, o co dopominał się Miarka. "Czy mogę pozwolić - mówił Müller - aby księża i chłopi z pistoletem ode mnie rachunku z mej czynności żądali?". "Katolik" Miarki ogłosił wtedy, że wobec odrzucenia żądań wyborców książę musi przepaść na wyborach, co też się udało dzięki odważnej publicystyce pisma. Próbowano wtedy przekupić Miarkę, by za pieniądze poszedł na współpracę z władzami pruskimi. Tak tę sytuację potem wspominał: "W tym to czasie zbliżył się do mnie kusiciel, ofiarując mi 30 tysięcy talarów subwencji na lat 5, a oprócz tego, po dwa tysiące za każdego posła górnośląskiego, za 32 posłów więc 64 tysiące talarów, czyli razem 94 000 talarów - jeżeli 'Katolik' przestanie się mieszać do polityki i do wyborów posłów i nie będzie pisywał przeciw Niemcom. Subwencję miałem zaraz odebrać, skoro kontrakt podpiszę w Gliwicach, zaraz też złożono na moim stole zadatek. Nastąpiła straszna we mnie walka. Ubóstwo moje i wzgląd na dziatki radziły brać, sumienie zaś inaczej przemawiało. Gdy po bezsennej nocy oczy mi się skleiły, trapił mnie straszny sen, a ocuciwszy się, uczułem kurcz w piersiach. 'Wiesz, co ci kurcze sprawiło? - odezwała się troskliwa żona. - Judaszowe pieniądze. Znam cię i jestem przekonana, że nigdy nie będziesz szczęśliwym, jeżeli sumienie zaprzedasz. Wróć zadatek i pozostań ubogim, lecz sprawiedliwym'". Oczywiście Miarka odesłał na drugi dzień zadatek. Odrzuciwszy propozycję niemoralnej współpracy, napisał potem głośną odezwę, pt.: "Jezus, Maryja, Józef". Zachęcała ona Polaków do wytrwałości i bronienia wszelkimi siłami swoich poniewieranych praw. "Wrażenie jej było nieopisane; wszyscy wyrywali ją sobie z rąk, uczono jej się nieledwie na pamięć. Praktyczne znaczenie jej było takie, iż gdy chwila składania głosów do urn wyborczych nadeszła, kandydat rządowy, książę raciborski, przepadł z kretesem, a utrzymał się kandydat, przeciwny polityce Bismarca. To oburzyło tak dalece księcia kanclerza niemieckiego, iż nie za długo po dokonanych wyborach przedstawił Izbie Miarkę jako szkodliwego agitatora" - podaje Bełza. Po dwóch tygodniach od opublikowania odezwy Miarka był kilkadziesiąt razy wzywany do sądu w najbardziej błahych sprawach. Posądzano go o wszelkie niepokoje społeczne, że podburza lud do nieposłuszeństwa prawu i przez swojego "Katolika" zaszczepia w ludzie demagogiczne dążności. Miarka dał odpór tym wszystkim zarzutom w "Otwartym liście do księcia Bismarcka", który opublikował na łamach swego pisma. W konsekwencji za swoje odważne słowa trafił na wiele miesięcy do więzienia. Warto wspomnieć, że Miarka obok wydawania "Katolika", jednego z ważniejszych pism walczących o polskość ludu śląskiego, pragnąc jednoczyć Polaków, zakładał tzw. Kółka, czyli stowarzyszenia. Urządzano na nich odczyty, wspólne zabawy, śpiewano polskie pieśni religijne. Powstawały przy nich także biblioteki ludowe i amatorskie sceny teatralne. W 1870 roku założył nakładową Księgarnię Katolicką oraz zainicjował serię Biblioteka Katolicka. Od 1871 roku wydawał również "Poradnik gospodarczy" i "Monikę" - tygodnik dla matek Polek. W latach 1871-1880 kontynuował Miarka swą działalność w Mikołowie, gdzie założył drukarnię i wydawnictwo, które zasłużyły się w krzewieniu polskiego czytelnictwa na Śląsku. Na początku 1879 roku założył także "Górno-Śląskie Towarzystwo Kredytowe Włościan", mające na celu ratowanie miejscowych rolników przed lichwiarzami i pomagał organizować bezpłatne lub tanie kuchnie dla głodujących. Nie zaniedbywał przy tym pracy literackiej. Spośród licznych jego powieści ludowych na uwagę zasługują "Szwedzi w Lędzinach" i "Petronela", a ze sztuk dla amatorskiego teatru - "Kulturnik". Nie mogąc podołać ciągłej i bezustannej walce z Niemcami, Miarka zmuszony był przesiedlić się do Cieszyna, gdzie zmarł 15 sierpnia 1882 roku. Piotr Czartoryski-Sziler "Nasz Dziennik" 2008-09-21
Autor: wa