Katastrofa w jednym stenogramie
Treść
Dotarliśmy do niepublikowanego w Polsce stenogramu krótkiego  posiedzenia rosyjskiej komisji państwowej do zbadania katastrofy  smoleńskiej, w którym 13 kwietnia ub.r. wzięli udział przedstawiciele  strony polskiej: gen. Krzysztof Parulski, płk Edmund Klich i minister  zdrowia Ewa Kopacz. Zamiast skorzystać z okazji przedstawienia Rosjanom  polskich postulatów, wszyscy troje rozpływali się w zachwytach nad  gościnnością, profesjonalizmem i doskonałym tempem pracy Rosjan. -  Pracujemy jak jedna duża rodzina - egzaltowała się Kopacz. O czym  jeszcze rozmawiali polscy urzędnicy tuż po katastrofie?
Posiedzenie  obrazuje, w jaki sposób polska strona rządowa zaprzepaściła szanse na  zapewnienie sobie maksymalnego instrumentarium w dochodzeniu w sprawie  katastrofy Tu-154M. To właśnie w jego trakcie gen. Tatiana Anodina  powiedziała po raz pierwszy publicznie, że badanie katastrofy odbywać  się będzie według zasad załącznika 13 do konwencji chicagowskiej. To  stwierdzenie zostało milcząco przyjęte przez wszystkich uczestników  spotkania, bez najmniejszego protestu ze strony polskiej.
Zebranie  pod przewodnictwem premiera Władimira Putina odbyło się we wtorek po  katastrofie. Nie podjęto na nim żadnych decyzji. Wiele wskazuje na to,  że rosyjska komisja państwowa do zbadania katastrofy smoleńskiej  spotkała się tylko raz. Niezależnie od niej działały już w Smoleńsku  służby ministerstwa sytuacji nadzwyczajnych i innych, w moskiewskim  biurze ekspertyz medycyny sądowej trwały identyfikacje ofiar i sekcje  zwłok, na miejscu katastrofy pracowała komisja techniczna powołana przez  rząd Federacji Rosyjskiej, natomiast badaniem katastrofy zajął się  Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK).
O pracach komisji technicznej  mówił wicepremier Siergiej Iwanow, który stwierdził, że zakończono  m.in. przeszukiwanie terenu, gromadzenie szczątków samolotu i  zabezpieczanie wszystkich urządzeń na miejscu. Z dostępnego stenogramu  spotkania z 13 kwietnia wynika, że to ta komisja prowadziła pierwsze  prace przy czarnych skrzynkach i zajęła się synchronizacją zapisów obu  rejestratorów (głosu oraz parametrów technicznych). Także ta grupa  specjalistów miała stwierdzić, że silniki samolotu były sprawne i  pracowały na pełnych obrotach. Premier Putin wspomniał natomiast o  przeznaczeniu konkretnych kwot z budżetu na wydatki związane z "usługami  pogrzebowymi i przebywaniem w Moskwie rodzin ofiar" w wysokości 12,2  miliona rubli (około miliona złotych).
Rosjanie w pierwszych dniach  po katastrofie sami również nie byli pewni, kto i na podstawie jakich  przepisów ma zajmować się katastrofą. Komunikat MAK wydany 10 kwietnia  mówi o wspólnej komisji komitetu i ministerstwa obrony. - Dnia 12  kwietnia odbyło się zebranie z udziałem rosyjskiego generała jako  przewodniczącego komisji po ich stronie i Morozowa [szefa komisji  technicznej MAK - przyp. red.] jako jego zastępcy - opowiadał "Naszemu  Dziennikowi" płk Edmund Klich. Ten generał to Siergiej Bajnietow, szef  służby bezpieczeństwa lotów rosyjskich Sił Powietrznych. Stronę polską  również reprezentował wojskowy, płk Mirosław Grochowski z MON. Jednak  wkrótce role się odwróciły i śledztwo przejęli cywile, to znaczy MAK z  reprezentującym Polskę Edmundem Klichem. Ostateczna decyzja w tej  sprawie musiała zapaść właśnie podczas posiedzenia rządowej komisji 13  kwietnia.
W skład zespołu rządowego oprócz Putina wchodzi 15 osób. To  wspomniany już wicepremier Iwanow, przewodnicząca MAK oraz pięciu  ministrów (spraw nadzwyczajnych, zdrowia, spraw zagranicznych,  transportu i spraw wewnętrznych), a także szef FSB i komitetu śledczego  Prokuratury Generalnej, dowódca Sił Powietrznych, gubernator obwodu  smoleńskiego i dyrektor zakładów tupolewa oraz kilku urzędników  instytucji związanych z lotnictwem. Spotkanie z 13 kwietnia było  najprawdopodobniej jedynym posiedzeniem "Komisji państwowej dla  stwierdzenia przyczyn katastrofy samolotu Tu-154, która miała miejsce 10  kwietnia 2010 roku w obwodzie smoleńskim".
Jak ustalił "Nasz  Dziennik", spotkanie trwało około godziny. Obok premiera głos zabrał  Iwanow. Następnie gen. Tatiana Anodina mówiła o pracach jej komitetu.  Stwierdziła, że zabezpieczono rejestratory i przystąpiono do badania ich  zapisów, a także rozpoczęto prace na miejscu zdarzenia. Wspomniała o  współpracy z ministerstwem obrony, ale raczej zdawkowo, i zaraz przeszła  do opisu swojej organizacji, która "prowadziła międzynarodowe badania w  58 państwach i nigdy ich ustalenia nie zostały podważone w postępowaniu  sądowym". To stwierdzenie jest zresztą w gruncie rzeczy nieprawdziwe,  gdyż w 2007 roku azerski pilot Aleksandr Kazancew wygrał sprawę przed  sądem, w której uznano ustalenia MAK za niewystarczające. Jednak był to  proces przeciwko liniom lotniczym, a nie posiadającemu immunitet  dyplomatyczny kierownictwu MAK.
Na posiedzeniu występowała również  minister zdrowia Tatiana Golikowa i prokurator Aleksandr Bastrykin oraz  przedstawiciele Polski. Byli to: płk Edmund Klich (przez połączenie  wideokonferencyjne ze Smoleńskiem), minister zdrowia Ewa Kopacz i szef  Naczelnej Prokuratury Wojskowej gen. Krzysztof Parulski (również przez  wideotelefon). W stenogramie uderza, że ich wystąpienia mają charakter  kurtuazyjny, pełne są podziękowań i zapewnień o pełnej satysfakcji ze  współpracy ze stroną rosyjską. Nie padają praktycznie żadne oczekiwania,  wnioski, żądania. Przedstawiciele Polski nie wykorzystali okazji, gdy  byli w obecności premiera Rosji i kierowników wszystkich instytucji  związanych z lotnictwem i wszelkiego rodzaju śledztwami, by wzmocnić  swoje instrumentarium w dochodzeniu zmierzającym do wyjaśnienia przyczyn  i przebiegu katastrofy polskiego rządowego tupolewa.
Współpraca wręcz "wzorowa"
"Pierwszy  raz jestem świadkiem czegoś takiego, takiej dobrej, można rzec,  wzorowej współpracy" - mówi na przykład minister Kopacz. O współpracy i  uczestniczeniu przedstawicieli Polski we wszystkich działaniach osoby  biorące udział w posiedzeniu mówiły zresztą znacznie częściej. Wzmianka o  polskich współpracownikach znajduje się we wszystkich wystąpieniach  rosyjskich uczestników konferencji. Co z tego wynikło, pokazały kolejne  tygodnie i miesiące. Wszystkie polskie organy zajmujące się katastrofą  smoleńską mają poważne zastrzeżenia do tej współpracy, nie otrzymują  obiecanych materiałów, nie ma odpowiedzi na najważniejsze pytania,  Polacy są ignorowani podczas czynności zarówno MAK, jak i prokuratury.  Wszyscy też wiemy, w jakich warunkach przetrzymywany jest wrak Tu-154M.
Jedyny  głos przedstawiający jakiś problem pochodził od obecnego na sali  niezidentyfikowanego Polaka. Dotyczył badania systemów radiolokacyjnych.  - Wtedy to pytanie Putin zadał mi. Odpowiedziałem, że systemy  radiolokacyjne nie były dotąd badane, ale mamy odpowiednie środki i  jestem gotowy do natychmiastowego włączenia się w to badanie -  relacjonuje płk Edmund Klich w rozmowie z "Naszym Dziennikiem".  Niestety, żaden z uczestników tego zebrania, do których udało się nam  dotrzeć, nie pamięta, od kogo pochodziło to ważne pytanie. Tej części  posiedzenia nie znajdziemy również w opublikowanym stenogramie.
Anodina rozdawała karty
Na  interesującym nas posiedzeniu gen. Anodina powiedziała po raz pierwszy  publicznie, że badanie katastrofy odbywać się będzie według zasad  załącznika 13 do konwencji chicagowskiej. To stwierdzenie zostało  milcząco przyjęte przez wszystkich uczestników rosyjskich i polskich.
Ostateczną  decyzję o wyznaczeniu Edmunda Klicha na akredytowanego przy MAK wydał  minister obrony narodowej Bogdan Klich, a nie minister infrastruktury. Z  formalnego punktu widzenia badaniem lotu wojskowego powinno zajmować  się MON. A zatem polskie władze dostosowały się do warunków  podyktowanych przez Rosjan.
Trzeba mieć na uwadze pewną subtelność  prawną. Badanie prowadzi MAK z użyciem załącznika 13 do konwencji  chicagowskiej, ale jako podręcznika metodologicznego, a nie podstawy  prawnej. Tę stanowi zaś polecenie premiera Rosji z 13 kwietnia 2010  roku. Dokument ICAO opisywał jedynie zasady i procedury badania  katastrofy. Nic dziwnego, że gdy 12 stycznia MAK zakończył prace, to ich  wyniki zostały przekazane do rosyjskiej rządowej komisji, która była  jego mocodawcą, a nie do instytucji międzynarodowych. Następnego dnia  premier Putin wydał zarządzenie o zakończeniu prac komisji.
Istniała  ona zatem dokładnie dziewięć miesięcy. W tym czasie zebrała się  najprawdopodobniej tylko raz, a jej prace kończy zdawkowy komunikat.  Czytamy w nim, że "w wyniku prac komisji zabezpieczono konieczny zasób  materiałów i informacji koniecznych do wykonywania ekspertyz i badań;  fragmenty samolotu zostały umieszczone w chronionej strefie w celu  przeprowadzenia dodatkowych badań, o ile będą konieczne, wykonano prace  związane z identyfikacją zmarłych". Dalej mowa jest o badaniu  prowadzonym przez MAK, "któremu udzielono wszelkiej pomocy".
Komisja  uznała więc swoją misję za zakończoną, a wszelkie materiały zostały  przekazane prokuraturze w związku z "przeprowadzanym postępowaniem  karnym". - Można wyrazić ubolewanie, że tak stanowczo deklarowana dobra  współpraca ze stroną polską nie zaowocowała choćby tym, że jakiekolwiek  odniesienia do uwag polskich dołączonych do raportu MAK nie stały się  przedmiotem publicznego komunikatu tej komisji - komentuje mecenas Piotr  Pszczółkowski, reprezentujący bliskich śp. prezydenta Lecha  Kaczyńskiego.
Piotr Falkowski
Nasz Dziennik 2011-03-08
Autor: jc
