Klusik ekshumowany
Treść
Wczoraj około godziny 7.00 na cmentarzu w Opolu przeprowadzono ekshumację ciała Jana Klusika, który modlił się w sierpniu pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, a miesiąc po kopnięciu przez nieznanego dotychczas osobnika zmarł. Jego historię opisał "Nasz Dziennik".
Ekshumacja została wykonana przez Zakład Medycyny Sądowej Akademii Medycznej im. Piastów Śląskich we Wrocławiu. Jak poinformował nas Antoni Klusik, brat zmarłego, wczoraj ok. godz. 15.00 ciało zostało odwiezione na cmentarz w Opolu i złożone ponownie do grobu. Wyniki ekshumacji mają być znane do 21 listopada.
Ekshumacja odbywała się w asyście prokuratury i rodziny zmarłego. Jak informuje Klusik, na miejscu obecny był także fotograf sądowy. Na stronach gazeta.pl można też znaleźć film wideo z ekshumacji nakręcony spoza ogrodzonego przez policję terenu, jednak - jak podkreśla Klusik - nikt nie pytał rodziny, czy ma prawo filmować.
Historia Jana Klusika opisana przez "Nasz Dziennik" to historia człowieka, który modlił się z innymi osobami o godne upamiętnienie ofiar katastrofy smoleńskiej w sierpniu pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie i został brutalnie kopnięty przez nieujętego do tej pory chuligana. Miesiąc później zmarł. Istnieje prawdopodobieństwo, że jego śmierć może być wynikiem uderzenia. Postępowanie w tej sprawie prowadzi prokuratura w Opolu. Jak podkreślała Lidia Sieradzka, rzecznik opolskiej prokuratury okręgowej, po pojawieniu się informacji w mediach, że śmierć Jana Klusika mogła być spowodowana pobiciem, zaistniała konieczność przeprowadzeni ekshumacji.
Jak opisywał "Nasz Dziennik", nagły zgon mężczyzny jest bardzo zagadkowy. Zmarł miesiąc po tym, gdy odniósł obrażenia w nocy z 14 na 15 sierpnia, kiedy służby porządkowe przeprowadzały akcję usunięcia ludzi spod krzyża ustawionego przez harcerzy. Jak relacjonowali świadkowie zajścia, 57-letni Jan Klusik zasłaniał kobietę przed atakiem i sam został kopnięty w klatkę piersiową przez chuligana. Miał pęknięte żebro oraz problemy z oddychaniem.
Paweł Tunia
Nasz Dziennik 2010-10-27
Autor: jc