Książka pokładowa została w Moskwie
Treść
W moskiewskiej siedzibie Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego  zaprezentowano wczoraj materiały, które zostaną przekazane stronie  polskiej. W liczącym ponad 10 tys. stron pakiecie znajduje się 251  dokumentów. To głównie znaleziona na pokładzie Tu-154M dokumentacja  techniczno-eksploatacyjna, z wyjątkiem książki pokładowej pozostawionej  do dalszych badań. Materiały te przetrwały w różnym stanie, ale w  większości są czytelne. Wyraźnie czuć było od nich woń paliwa  lotniczego. Jak poinformował zastępca przewodniczącej Komitetu Oleg  Jermołow, zaprezentowane materiały jeszcze dziś otrzyma polski  przedstawiciel akredytowany przy MAK Edmund Klich, zaś kolejne dokumenty  są w przygotowaniu i trafią do kraju pocztą dyplomatyczną za  pośrednictwem ambasady RP w Moskwie. 
To, co wczoraj pokazano  w Moskwie, to materiały o których udostępnienie jeszcze w lipcu  wystąpił Edmund Klich, przedstawiciel Polski akredytowany przy MAK.
Rosjanie  przekazali dziewięć kartonów, w których znajduje się 251 dokumentów  liczących 10 tys. stron. Dziennikarzom zgromadzonym w siedzibie MAK nie  pozwolono jednak obejrzeć tych materiałów. Poinformowano tylko, że  Polacy otrzymali m.in.: instrukcje techniczne samolotu, dokumenty  nawigacyjne, schematy, tablice i wykazy. Istotne są dokumenty ze zbioru  AIP (Aeronautical Information Publication) - to informacje  aeronawigacyjne, kopie wyników analizy paliw i smarów. Chodzi tutaj  m.in. o dane dotyczące lotnisk, dróg lotniczych, procedur w ruchu  powietrznym. Ale nie ma w tym wykazie danych o lotnisku w Smoleńsku, bo  jest to obiekt wojskowy i przekazanie danych na jego temat odbyć się  może na podstawie odrębnych ustaleń z wojskiem.
Tuż po konferencji  kartony z dokumentami zostały odebrane przez pracowników polskiej  ambasady w Moskwie i przewiezione do budynku przedstawicielstwa. Stamtąd  pocztą dyplomatyczną zostaną przewiezione do Warszawy. Oleg Jermołow  obiecał też, że MAK wkrótce przekaże kolejne dokumenty, o które prosiła  strona polska.
Trzeba jednak pamiętać, że współpraca Polski z MAK  idzie dość opornie. Komitet ma trochę niejasny status. Jest jednocześnie  organizacją międzynarodową, posiadającą uprawnienia w zakresie nadzoru  nad lotnictwem na terenie Rosji i krajów Wspólnoty Niepodległych Państw.  Z drugiej strony, MAK jest zarejestrowanym w Federacji Rosyjskiej  komercyjnym przedsiębiorstwem, które zarabia na swoich usługach.  Jednocześnie MAK bada przyczyny wypadków lotniczych, a od jego decyzji  praktycznie nie ma odwołania. Trudno wskazać instytucję o lepszej  pozycji. Dysponujący immunitetem dyplomatycznym szefowie Komitetu są  sędziami we własnej sprawie. Nic dziwnego, że najczęściej wynikiem  dochodzenia jest orzeczenie o winie ludzi: załóg, kontrolerów lotów. W  przeciwnym wypadku musieliby przyznać, że zawiódł sprzęt, który sami  dopuścili do użytku.
Nie wszyscy byli i są zadowoleni z takiego stanu  rzeczy. Wśród krajów, które kwestionowały ustalenia MAK, były Armenia, a  nawet Rosja - w 2006 roku Duma w specjalnej uchwale skrytykowała MAK,  gdy zakazał on eksploatacji wszystkich samolotów Ił-86.
Komunikaty  wydawane przez Komitet są nadzwyczaj lakoniczne, zawierają z reguły  wiele pozornie szczegółowych informacji, ale trudno uzyskać z nich dane  najbardziej zasadnicze i istotne. Zupełnie inny standard mają  analogiczne zachodnie instytucje. Dla przykładu francuskie Biuro Badań i  Analiz Bezpieczeństwa Lotnictwa Cywilnego (BEA) po ubiegłorocznej  katastrofie Airbusa A-330 linii Air France nad Atlantykiem opublikowało  już dwa wstępne raporty prezentujące w sposób zarówno fachowy (dla  obserwujących sprawę specjalistów), jak i poglądowy (dla szerokiej  opinii) stan i wyniki prowadzonych prac, przeprowadzane symulacje,  stawiane hipotezy itp. Dzieje się tak, mimo że wypadek lecącego z Rio de  Janeiro do Paryża samolotu jest dość tajemniczy, śledztwo nie  zakończyło się i nie odnaleziono nawet czarnych skrzynek.
Od początku  istnieją również poważne wątpliwości co do podstaw prawnych badania  przyczyn katastrofy Tu-154M pod Smoleńskiem. Zastosowanie konwencji  chicagowskiej z 1944 roku nastąpiło wbrew postanowieniom tejże  konwencji, a jedynie na zasadzie szybkiego porozumienia zawartego  pomiędzy premierami Donaldem Tuskiem i Władimirem Putinem. Zdecydowano  się na pozostawienie wiodącej roli instytucji rosyjskich. Tamtejszy  Komitet Śledczy przy Prokuraturze Generalnej Federacji Rosyjskiej  prowadzi śledztwo w oparciu o rosyjskie prawo karne, a MAK z generał  Tatianą Anodiną na czele ma "fachowo i niezależnie zbadać zdarzenie i  określić przyczyny katastrofy".
Piotr Falkowski, Moskwa 
Nasz                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                           Dziennik                                                                                                                                               2010-08-26
Autor: jc