Odznaka policyjna wskazuje na Polaków
Treść
Pilnego dofinansowania prac archeologicznych we Włodzimierzu  Wołyńskim na Ukrainie, podczas których odkryto szczątki polskich  obywateli rozstrzeliwanych przez NKWD, domagają się od Donalda Tuska  posłowie opozycji. W dołach śmierci może leżeć nawet około tysiąca osób,  w tym ofiary mordu katyńskiego z tzw. ukraińskiej listy. Świadczy o tym  odnaleziona odznaka policyjna. 
Jak ustalił "Nasz Dziennik",  jeszcze w tym tygodniu na miejsce wykopalisk uda się z Bykowni prof.  Andrzej Kola z grupą trzech archeologów, polskim konsulem i pracownikiem  Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, aby szczegółowo zorientować się  w sytuacji. 
- Zwróciliśmy się do premiera w formie zapytania  poselskiego i poprosiliśmy, żeby zainterweniował, aby udostępnić z  zasobów rządowych pieniądze na tę wstępną ekshumację, ponieważ Ukraińcy  nie mają pieniędzy - mówi nam poseł Jarosław Stawiarski (PiS), który  wraz z kolegami z ław poselskich Dariuszem Seligą i Grzegorzem  Tobiszowskim sygnował pismo do premiera. 
- Te tysiąc szczątków czeka  na wykopanie, na godne pochowanie i na upamiętnienie. Ukraińcy są  chętni do współpracy, oni nas wręcz proszą o to wsparcie - podkreśla  poseł. - Polski rząd powinien w trybie nadzwyczajnym wyasygnować  pieniądze, skierować polskich archeologów, czyli zrobić to, co  powinniśmy zrobić - dodaje Stawiarski.
Ukraińcy od roku prowadzą  badania archeologiczne we Włodzimierzu związane z istniejącym tam  grodziskiem Kazimierza Wielkiego. W ich trakcie natrafiono na masowe  groby pomordowanych, ofiar NKWD. - Odkryte przez nas groby pochodzą z  okresu nie wcześniejszego niż rok 1940, liczbę pogrzebanych na razie  trudno określić, ale na pewno jest ich dużo, możemy mówić o co najmniej  setkach, georadar pokazał, że doły grobów praktycznie pokrywają całą  wschodnią część grodziska - powiedział lubelskiemu portalowi iTVL.pl  archeolog Serhij Panyszko, zastępca dyrektora Wołyńskich Starożytności,  firmy prowadzącej prace należącej do Instytutu Archeologii Narodowej  Akademii Nauk Ukrainy. - O tym, że są tam pochowani Polacy, można mówić  na podstawie znalezisk, przede wszystkim odznaki policji państwowej oraz  guzików z polskimi symbolami - podkreśla. Archeolog dodaje, że ofiary  zostały zabite strzałem w potylicę, a ich ręce krępowano drutem  kolczastym. Przypomina to sposób mordu polskich oficerów w Katyniu. Czy  szczątki ofiar z Włodzimierza mogą należeć do ofiar tzw. ukraińskiej  listy katyńskiej? Zdaje się na to wskazywać odnaleziona odznaka  policyjna o numerze 1441/II. Jak ustalili dziennikarze portalu iTVL.pl,  należała ona do posterunkowego Józefa Kuligowskiego z IV komisariatu w  Łodzi. Jego nazwisko figuruje na liście dyspozycyjnej obozu w  Ostaszkowie. Według dotychczasowych ustaleń miał on zostać zamordowany w  Kalininie i pochowany w Miednoje. 
Archeolodzy na razie z dużym dystansem podchodzą do przypuszczeń o pochowaniu we Włodzimierzu ofiar mordu katyńskiego. 
-  Stawiam tezę, że możliwe jest, iż spoczywają tam osoby zamordowane na  podstawie rozkazu katyńskiego, ale jest to niepewne - mówi prof. Andrzej  Kola (UMK) kierujący obecnie pracami w Bykowni. - To miejsce jest nam  znane od ponad 10 lat. We Włodzimierzu Wołyńskim więziono ok. 300-400  Polaków z listy katyńskiej, ale następnie zostali oni najprawdopodobniej  wywiezieni do Kijowa, Charkowa bądź Chersonia - dodaje. 	
Kilka lat  temu, kiedy odkryto pierwsze szczątki, ówczesny sekretarz Rady Ochrony  Pamięci Walk i Męczeństwa uważał, że nie należą one do ofiar z tzw.  ukraińskiej listy katyńskiej. - Nie są to groby osób z tzw. ukraińskiej  listy katyńskiej. Znamy losy tych ludzi. Ponad 3 tys. osób, których  nazwiska figurują na tej liście - ze Lwowa, Stanisławowa, Tarnopola,  Łucka, także z Włodzimierza Wołyńskiego - zostało zgromadzonych w  więzieniach zbiorczych, m.in. w Kijowie i Charkowie. Tam też zginęli.  Niewielka część szczątków odnalezionych we Włodzimierzu Wołyńskim należy  do żołnierzy, większość to przedwojenni policjanci i osoby cywilne -  świadczą o tym zachowane resztki ubrań i mundurów - mówił wówczas  Andrzej Przewoźnik.
Na ofiary rozstrzeliwań więźniów przez NKWD w  1941 r., tuż po inwazji Niemiec na ZSRS, wskazuje także Panyszko. Ale  nie wyklucza także wątku katyńskiego. - To trudne pytanie, ponieważ  dopiero rozpoczęliśmy te badania, potrzebne są dalsze prace, znaleźliśmy  mało przedmiotów pozwalających określić daty - przyznaje. 
Archeolog  podkreśla, że konieczne są środki finansowe na dalsze badania. -  Głównym problemem jest finansowanie tych prac, w tym momencie  przedsiębiorstwo Wołyńskie Starożytności przeprowadza je na własny  koszt, im większe będzie finansowanie, tym większy będzie zakres prac i  szybszy ich postęp - podkreśla Panyszko. Dodaje, że na badania potrzeba  20 tys. hrywien miesięcznie. 
Czy polski rząd nie powinien włączyć  się w godne pochowanie szczątków obywateli II RP, zamordowanych przez  sowieckie NKWD w latach 1939-1941? - pytają posłowie premiera Tuska w  zapytaniu poselskim. 
"Koszty prac archeologicznych szacuje się na  kwotę 430 tys. hrywien (150 tys. zł), a więc nie mówimy tutaj o  wygórowanej kwocie, której nasz kraj nie mógłby pokryć, zwłaszcza że  dotyczy to historii naszej Ojczyzny" - zaznaczają parlamentarzyści.  "Należy podkreślić, iż panuje przychylny klimat ze strony władz Ukrainy,  czego dowodem jest informacja, która pojawiła się w Programie I  ukraińskiej telewizji, a także w lokalnej wołyńskiej prasie. Lato to  najlepsza pora roku dla archeologów, stąd nasza prośba do Pana Premiera o  pilną interwencję w tej sprawie" - wskazują. 
Organem państwowym,  którego zadaniem jest sprawowanie opieki nad grobami Polaków poza  krajem, jest Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa i to przez nią  mogłyby iść środki finansowe. Jak się dowiedzieliśmy, Rada jest  zorientowana w dotychczasowych wynikach prac we Włodzimierzu Wołyńskim.  Maciej Dancewicz, naczelnik Wydziału Zagranicznego ROPWiM, informuje, że  pod koniec tego tygodnia na teren wykopalisk uda się z Bykowni prof.  Andrzej Kola z grupą trzech archeologów, konsulem polskim i pracownikiem  Rady, aby zorientować się na miejscu w sytuacji. 
Czy Rada pomoże  Ukraińcom we Włodzimierzu? Dancewicz przyznaje, że mimo iż Rada  koncentruje się obecnie na pracach w Bykowni, gdzie zaangażowana jest  "całość środków i sił", to znalazłyby się one także na prace we  Włodzimierzu. - Jesteśmy w stanie to finansować - mówi. Zaznacza jednak,  że zakres pomocy i idące za tym efekty w postaci cmentarza wymagają  konkretnych uzgodnień ze stroną ukraińską.
Zenon Baranowski 
Nasz Dziennik 2011-05-31
Autor: jc