PiS prowadzi politykę "świeczki i ogarka"
Treść
Z Janem Marią Jackowskim, publicystą, społecznikiem, rozmawia Jacek  Dytkowski
Czy po sobotniej konwencji wyborczej możemy mówić, że  Prawo i Sprawiedliwość zmieniło swoją taktykę w odniesieniu do traktatu  lizbońskiego?
- Nie sądzę. Mamy cały czas do czynienia z taką polityką,  którą w cudzysłowie można określić mianem: "Panu Bogu świeczkę, a diabłu  ogarek". To znaczy, że z jednej strony są deklaracje o poparciu traktatu  lizbońskiego, a z drugiej - sygnały przemawiające do bardziej eurosceptycznie  nastawionego elektoratu, które mają sugerować jakoby PiS było przeciwne temu  dokumentowi. W zależności od koniunktury politycznej raz są wzmacniane sygnały o  charakterze świeczki, a raz ogarka.
Jednak Mirek Topolanek, szef  Obywatelskiej Partii Demokratycznej (ODS), jednoznacznie oświadczył na konwencji  PiS, że traktat lizboński nie odpowiada rzeczywistości narodowej i europejskiej  XXI w., a Jarosław Kaczyński przyznał, że m.in. z ODS łączy go wspólna wizja  Europy. Czy to nie oznacza, że PiS podziela poglądy Topolanka?
-  Topolanek dodał tam istotną rzecz, że nawet jeżeli traktat lizboński wejdzie w  życie, to będzie martwy. Przy czym była to raczej deklaracja o charakterze  filozoficzno-ideowo-politycznym, a nie stwierdzenie w rozumieniu  formalnoprawnym, bo traktat zapewne zostanie w końcu wymuszony po drugim  referendum irlandzkim. Natomiast prezes Jarosław Kaczyński i prezydent Lech  Kaczyński wielokrotnie podkreślali, że popierają traktat lizboński. Warto  przypomnieć, że ostatni niebywały wzrost nastrojów rewizjonistycznych w  Niemczech i nawet przechwycenie przez partię rządzącą takiej retoryki jest  efektem wzmacniania pozycji Niemiec w ramach traktatu, który co prawda jeszcze  nie obowiązuje, ale elity berlińskie są przekonane, że prędzej czy później  przeforsują go w Europie. Traktat lizboński to ogromne zagrożenie dla Polski, bo  bardzo ogranicza naszą suwerenność i pozycję w Unii Europejskiej.  
Prezes Kaczyński skrytykował instytucje europejskie za  zbiurokratyzowanie...
- Jest to jak najbardziej słuszna krytyka.  Natomiast nie zmienia to istoty rzeczy, że PiS w sposób zdyscyplinowany 15  czerwca 2007 r. sprzeciwiło się poprawce do instrukcji, jakimi miał się kierować  ówczesny rząd polski w negocjacjach w sprawie traktatu, dotyczącej domagania się  zapisu o wartościach chrześcijańskich. Było to słynne głosowanie i myślę, że  jego wynik, a później wypowiedź pani minister Anny Fotygi z lipca 2007 r. na  posiedzeniu Komisji Spraw Zagranicznych, że ówczesny rząd polski w ogóle nie  postulował wprowadzenia tego zapisu do eurotraktatu są bardzo  wymowne.
Dlaczego Topolanek został zaproszony do Warszawy?
- To  polityka "bycia przeciw, a nawet za" - jest to rozpisane w głosach.  Przypomnijmy, że jako premier Topolanek opowiadał się za ratyfikowaniem przez  Czechy traktatu. Spowodowało to ostry konflikt w ramach ODS ze zwolennikami  prezydenta Vaclava Klausa, który jest zdeklarowanym przeciwnikiem tego  dokumentu. Wystąpienie Topolanka na konwencji PiS było więc elementem gry, jaka  toczy się w okresie kampanii wyborczej. Proszę zauważyć, że wszystkie te sygnały  - przedstawienie ich w czasie - pokazują, że mamy do czynienia z taką właśnie  sytuacją polityki "ogarka i świeczki", mrugania okiem raz w stronę  euroentuzjastów, a raz do eurosceptyków, by maksymalnie jak najwięcej głosów  przyciągnąć na kandydatów PiS.
Dziękuję za rozmowę. 
"Nasz Dziennik" 2009-06-02
Autor: wa