Rosjanie wałkują winę pilotów
Treść
Wczoraj gen. Andrzej Błasik, dziś wysokościomierz i piloci. Rosja nie  ma sobie nic do zarzucenia w sprawie śmierci Lecha Kaczyńskiego i  katyńskiej delegacji. Winni są Polacy i... usterka samolotu oraz to, że  załoga korzystała z radiowysokościomierza zamiast z wysokościomierza  barometrycznego. Taki ton relacji dominuje w rosyjskiej prasie. 
Prawdziwą  przyczyną tragicznej śmierci prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego była  poważna techniczna usterka samolotu Tu-154. Strona rosyjska nie ponosi  najmniejszej winy w tragedii, do której w kwietniu bieżącego doszło pod  Smoleńskiem.
Polskie media twierdzą, że problemy z rządowym samolotem  zaczęły się jeszcze na długo przed fatalnym lotem do Smoleńska.  Dziennikarze cytują anonimowego polityka, który oświadczył, że kilka  miesięcy przed katastrofą w samolocie wykryto usterkę wysokościomierza.  Zdaniem specjalistów z dziedziny inżynierii, to właśnie ona może  tłumaczyć fakt, że polscy piloci nie mogli wylądować na pasie startowym  smoleńskiego lotniska.
Rosyjskie media skwapliwie podnoszą też,  jakoby polscy wojskowi szukali zapasowych lotnisk już po katastrofie  Tu-154. W rozmowie przed katastrofą oficer z Centrum Zarządzania Ruchem  Powietrznym Jarosław Z. omawia z dyżurnym Henrykiem R. z Centrum  hydrometeorologicznego, jakie są zapasowe lotniska do lądowania Tu-154 w  Witebsku i w Mińsku. "Witebsk chyba też znajduje się w Białorusi?" -  mówi jeden z rozmówców. "Tak, w Białorusi, oczywiście, tak" - odpowiada  drugi.
Polskie gazety przytaczają również rozmowy pracowników tych  centrów już po katastrofie, o której rozmówcy jeszcze nie wiedzą. Po  upływie 20 minut od katastrofy są przekonani, że samolot znajduje się  jeszcze w powietrzu i lada moment wyląduje.
"Zaraz powinien lądować.  Możliwe, że ich gdzieś nakierowuje Smoleńsk. Powiedziałem dyżurnemu, że  najbliżej będzie wylądować w Briańsku lub w Moskwie" - mówi jeden z  oficerów. 
Rosjanie donoszą, że w polskim samolocie była poważna  usterka techniczna. Do awarii doszło tego samego dnia, w którym Tu-154  odbył lot testowy po remoncie w rosyjskich zakładach w Samarze. Okazało  się, że nie działa jeden z najważniejszych przyrządów potrzebnych do  lądowania.
Na cztery miesiące przed katastrofą w Smoleńsku w  maszynie, która rozbiła się podczas podejścia do lądowania na lotnisku  Siewiernyj, awarii uległ jeden z wysokościomierzy barometrycznych.
Polska  Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego za jedną z  przyczyn katastrofy leżących po stronie polskiej załogi uważa  korzystanie z radiowysokościomierza zamiast z wysokościomierza  barometrycznego. Samolot lądował w silnej mgle i zahaczył o drzewa.  Dochodzenie w sprawie katastrofy lotniczej Rosja i Polska prowadzą  wspólnie - twierdzą rosyjskie portale. 
Ewa Rzeczycka-Surma 
Nasz Dziennik 2010-11-04
Autor: jc
