Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Śląska porcelana... z Bangladeszu

Treść

Porcelana Śląska, firma z ponadwiekową tradycją, od pół roku już nie istnieje - na skutek długów ogłoszono jej upadłość. Pracę straciło ponad 400 osób. Jednak w sklepach ciągle można kupić ekskluzywne serwisy ze śląskiej porcelany, ale pochodzi ona z Bangladeszu, a na miejscu jest tylko zdobiona.
Tradycja produkcji porcelany w Katowicach sięga końca XIX wieku. To tu powstawały unikatowe zastawy dla rodów arystokratycznych czy finansjery i dla większości polskich ambasad. W 1953 r. fabryka została znacjonalizowana i przekształcona w Zakłady Porcelany "Bogucice", które w 1991 r. ogłosiły upadłość. Porcelanę Śląską reaktywowały Agencja Rozwoju Przemysłu wraz z Górnośląską Agencją Przekształceń Przedsiębiorstw w Katowicach. W 1995 r. uruchomiono piec i wznowiono produkcję. Do spółki wszedł też holenderski inwestor Bernd Hoffmann, właściciel Pricket Holding N.V. z Amsterdamu, który z czasem przejął kontrolę nad firmą. Jednak w grudniu ubiegłego roku PŚ ponownie upadła.
Jak twierdzą byli pracownicy, Hoffmanna nie widzieli od co najmniej trzech lat, tymczasem zarząd i rada nadzorcza prowadziły "skuteczną" politykę upadku. Wszyscy pracownicy zostali zwolnieni, zostało tylko BGH Network - spółka-córka, w której pracuje około 20 osób. Prowadzą salon fabryczny - mówi jedna z pracownic, zwolniona po niemal 30 latach pracy w fabryce. - Sami nie mogliśmy sobie poradzić na rynku, na który wkroczyła "chińszczyzna". Dodatkowo nasi prezesi zaczęli sprowadzać porcelanę z Bangladeszu, co zresztą robią do tej pory. Oni tam pracują na naszych formach dodaje.
Na niewiele zdał się sprzeciw GAPP, która miała jedynie mniejszościowe udziały w PŚ, wobec działań zarządu. Nie pomogły też działania ratunkowe w postaci wyprzedaży nieruchomości, ograniczania zatrudnienia i produkcji. W ubiegłym roku wszystkie piece były już wygaszone. Pracownicy, których liczba spadła przez trzy lata z 400 do 80, nakładali tylko wzory użytkowe na wyroby sprowadzane z Bangladeszu i innych egzotycznych krajów. Roma Sarzyńska, rzecznik prasowy Agencji Rozwoju Przemysłu, drugiego z mniejszościowych udziałowców Porcelany Śląskiej, nie chciała komentować opinii oskarżających zarząd o celowe doprowadzenie do upadłości. Dodała jedynie, że problemy dotyczyły całej branży. Duży wpływ na to miały niekorzystny kurs walutowy oraz zniesienie ograniczeń ilościowych na import wyrobów z Dalekiego Wschodu, a szczególnie z Chin. Spowodowało to wzrost importu z tego regionu do krajów Unii Europejskiej, tradycyjnych odbiorców polskiej porcelany o 60 proc., a w wielu asortymentach nawet o 100 proc. uważa Sarzyńska. Potwierdza też informacje o tym, że od jakiegoś czasu to, co sprzedawano jako porcelanę śląską, nie było produkowane na miejscu.
Z dystrybutora producent
Działająca w budynkach dawnej fabryki firma BGH Network SA wcześniej była generalnym dystrybutorem wyrobów śląskiej spółki, a teraz produkuje wyroby z logo Porcelany Śląskiej. Funkcję prezesa sprawuje tam były szef PŚ Marek Przybył. Ten sam jest też wiceprezes Leszek Żynda.
Obaj panowie zasiadali kilka lat temu w radzie nadzorczej Fabryki Porcelany "Książ" w Wałbrzychu. Upadłość tej firmy ogłoszono w 2004 roku, a zamieszana w tę głośną wówczas sprawę była ta sama holenderska spółka Pricket Holding n.v., również większościowy udziałowiec. To przypadek i niekorzystna koniunktura na rynku czy też doskonale przemyślane działanie, mające na celu doprowadzenie do upadku polskiego przemysłu ceramicznego?
"Książ" cały czas miał problemy z płynnością, a od bankructwa miała go uchronić pożyczka na restrukturyzację, przyznana przez ARP w wysokości 15 mln złotych. Inwestor nie dotrzymał warunków umowy i "Książ" upadł, jednak pieniądze z pożyczki "się rozpłynęły". W mediach syndyk Stanisław Hetman informował, że złożył wniosek o przerwanie postępowania naprawczego ze względu na szkodliwe działanie właścicieli firmy. Zapewniał, że upadłość była jedynym rozwiązaniem. Z "Naszym Dziennikiem" jednak Hetman teraz rozmawiać nie chciał, tłumacząc, że sprawa jest już zamknięta i nie ma powodu do niej wracać (w 2008 roku zakład został kupiony przez Belgian Polish Investment). I choć NIK oraz syndyk znaleźli dowody na to, że w Wałbrzychu dokonano szeregu przestępstw, nikomu nie postawiono zarzutów. Prokuratura Okręgowa w Świdnicy tłumaczy, że śledztwo umorzono ze względu na przedawnienie niektórych zarzutów lub "brak znamion popełnienia przestępstwa", choć w grę wchodziły oskarżenia o marnotrawstwo, niegospodarne rozporządzenie pożyczką, wystawianie fałszywych faktur czy nieprawdziwe zapisy w księgach rachunkowych. Bernd Hoffmann, wspólnie z byłymi prezesami Porcelany Śląskiej, jest ponadto w radzie nadzorczej spółki Ergo International - importera porcelany i galanterii stołowej sprowadzającego włoskie artykuły marki Villa Italia.
Marek Przybył, były prezes Porcelany Śląskiej, dementuje wszelkie spekulacje na temat firm, w których działał. W jego opinii, nie ma jakichkolwiek związków między upadkiem "Książa" i PŚ, a powiązania kapitałowo-osobowe w biznesie są jak najbardziej normalne. - Co do powiązań między "Książem" a "PŚ", to jest pięć lat różnicy pomiędzy kwestią upadłości jednej i drugiej spółki i nie ma absolutnie żadnych związków między nimi - mówi Przybył. Nie zgadza się również na to, że działalność spółki Ergo International, importera włoskiej porcelany, ma cokolwiek wspólnego z zagładą polskich fabryk. - Prowadzenie działalności w różnych kierunkach jest w Polsce normalną rzeczą, spotykaną na porządku dziennym - wyjaśnia Marek Przybył. I dodaje, że nie spotkał się absolutnie z zarzutami ani pracowników "Książa", ani PŚ, jakoby to zarząd i rada nadzorcza byli odpowiedzialni za upadek obu fabryk. Dementuje również informacje o tym, że produkcja w PŚ była zawieszona, a wyroby jedynie zdobiono w Katowicach.
Maria S. Jasita
"Nasz Dziennik" 2009-05-19

Autor: wa