Smoleńsk w Białym Domu
Treść
Na amerykańskiej stronie internetowej wh.gov/zMU można poprzeć petycję  do Białego Domu w sprawie Smoleńska. Jeżeli do 5 lipca uda się zebrać 25  tys. głosów, rząd USA będzie musiał zająć stanowisko w sprawie raportu  MAK i postulatu stworzenia międzynarodowej komisji badającej Smoleńsk.
Administracja Baracka Obamy jak ognia unikała i unika zajęcia się  katastrofą smoleńską i działaniami na rzecz umiędzynarodowienia badania  jej przyczyn. Ale może zostać do tego zmuszona przez nacisk społeczny.  Wszystko dzięki serwisowi internetowemu We the People, czyli My, naród.  To pierwsze słowa konstytucji Stanów Zjednoczonych z 1787 roku. Pierwsza  poprawka do konstytucji mówi zaś o prawie obywateli do składania  petycji do władz. Realizacją tego postulatu jest nowy serwis internetowy  pozwalający na składanie wniosków (ang. petitions) do administracji  prezydenta Stanów Zjednoczonych. Wykorzystali go Polacy z USA próbujący  od dwóch lat bezskutecznie zainteresować władze amerykańskie problemami  związanymi z katastrofą smoleńską.
O co proszą inicjatorzy  prezydenta Obamę? "By wsparł wezwanie Narodu Polskiego o międzynarodowe  śledztwo w sprawie katastrofy lotniczej w Smoleńsku w 2010 roku". Do  tego dochodzi krótkie uzasadnienie. "10 kwietnia 2010 roku Prezydent  Polski, Pierwsza Dama i 94 osobistości życia państwowego zginęły w  katastrofie samolotu w Smoleńsku w Rosji. Rosja jest sędzią we własnej  sprawie. Badania prowadzone były przez rosyjski Międzypaństwowy Komitet  Lotniczy (MAK). Chociaż lot był wojskowy, MAK badał zdarzenie według  załącznika 13 do konwencji chicagowskiej, który dotyczy tylko incydentów  w lotnictwie cywilnym. Wszystkie dowody - wrak, czarne skrzynki - są w  Rosji i dostęp do nich jest ściśle limitowany. (...) Końcowy raport MAK,  który o spowodowanie wypadku obwinia pilotów, drzewo i pogodę, jest  kwestionowany przez wielu naukowców i na drodze naukowej udowodniono  jego fałszywość (...)" - pisze autorka wniosku przedstawiona z powodu  ochrony danych osobowych jedynie jako "Barbara C.". Tę petycję do Obamy  zaliczono do dwóch kategorii: prawa i wolności obywatelskie oraz  polityka zagraniczna.
Tego typu wniosek może umieścić każdy. Żeby  został wyświetlony na stronie internetowej Białego Domu, musi poprzeć go  przynajmniej 150 internautów. Jeżeli w ciągu miesiąca od  zarejestrowania wniosku poprze go 25 tys. użytkowników, władze  amerykańskie będą musiały się nim zająć i odpowiedzieć publicznie oraz w  postaci e-maila do wszystkich sygnatariuszy.
Petycja dotycząca  Smoleńska została zgłoszona 5 czerwca. Czas na skompletowanie  potrzebnych 25 tys. mija więc 5 lipca, czyli w przyszłym tygodniu.
Jednak jak dotąd inicjatywa nie była nagłaśniana i udało się zdobyć  poparcie jedynie ponad 500 osób. Został jednak jeszcze tydzień na  zdobycie wymaganego poparcia, co dla internautów nie musi być problemem.  Tym bardziej że aby poprzeć petycję, nie trzeba być obywatelem USA. Na  portalu We the People należy utworzyć konto, po czym poprzeć wniosek w  sprawie Smoleńska. Operacja wymaga znajomości języka angielskiego na  poziomie elementarnym. Nie trzeba podawać innych danych poza imieniem,  nazwiskiem, adresem e-mailowym i kodem pocztowym (ZIP code).  Upublicznione jest tylko imię i pierwsza litera nazwiska.
Zabiegi o  włączenie amerykańskiej administracji do sprawy smoleńskiej trwają od  dawna. Jak dotąd jedyny udział oficjalnych organów USA w tej sprawie to  odpowiedź na wniosek MAK o pomoc w odczytaniu zapisów systemów FMS i  TAWS, wyprodukowanych przez amerykańską firmę Universal Avionics  Systems. Amerykańskie władze pełniły tu jednak wyłącznie funkcję  pośredników w kontaktach z firmą z USA. O aktywniejszy udział USA i NATO  w sprawie zabiegały wielokrotnie rodziny ofiar. W Smoleńsku zginął  m.in. posiadający obywatelstwo amerykańskie śp. Wojciech Seweryn, twórca  pomnika katyńskiego w Chicago. W listopadzie poparcia w Kongresie  szukali politycy PiS: Anna Fotyga i Antoni Macierewicz, spotkali się z  kilkoma politykami amerykańskimi, ale nie wpłynęło to na postawę rządu.
Fotyga jest jednak zadowolona. - Owocem tej wizyty jest wystąpienie  senatora Richarda Burra z projektem rezolucji w sprawie katastrofy.  Teraz tkwi w komisji spraw zagranicznych, ale jest o niej coraz głośniej  - komentuje była minister spraw zagranicznych. Przekonywanie wpływowych  osób nad Potomakiem trwa, jak widać, bardzo długo. - Ale ja nie jestem  pesymistką. Społeczność musi do tego dojrzeć - uważa polityk PiS.
Polonia ma spore doświadczenie w prowadzeniu różnych akcji nacisku na  władze, tym bardziej że w USA dużo uwagi przywiązuje się do kontaktów  wybranych przedstawicieli z wyborcami oraz obywateli z urzędnikami. - Od  lat zabiegamy o wprowadzenie Polski do programu bezwizowego. Wcześniej  walczyliśmy o wprowadzenie Polski do NATO. Teraz w centrum naszej uwagi  jest skandaliczna wypowiedź Baracka Obamy o "polskich obozach śmierci" -  mówi Jerzy Różalski, prowadzący w Detroit popularne radio polonijne  Polish Varietes. Pamięta, że zanim na przełomie wieków internet stał się  tak znaczącym medium, używano głównie faksów i telefonów, a nawet  listów. - Robiliśmy akcje powiadamiania o naszych oczekiwaniach  kongresmanów przed sesjami albo posiedzeniami komisji, gdy głosowane  były znaczące dla Polski sprawy - dodaje dziennikarz.
Jego zdaniem,  inicjatywa wykorzystania internetowych petycji jest dobrym pomysłem. -  Ta akcja ma duże szanse po nagłośnieniu przez media polonijne i sieci  kontaktów e-mailowych różnych organizacji. Administracja nie będzie  mogła zlekceważyć petycji. Nie jest też żadną tajemnicą, że zawsze w  okresie przedwyborczym można załatwić parę spraw - ocenia Różalski. W  tym roku 6 listopada Amerykanie wybiorą nie tylko prezydenta, ale także  Izbę Reprezentantów i wymienią jedną trzecią Senatu.
Różalski wziął  udział w konferencji prasowej zastępcy doradcy prezydenta ds.  bezpieczeństwa państwowego Bena Rhodesa. Razem z innym polonijnym  dziennikarzem Johnem Czopem zapytali wówczas tego wpływowego  amerykańskiego urzędnika (jest m.in. autorem przemówień prezydenta o  tematyce zagranicznej) o katastrofę smoleńską i amerykańskie  zaangażowanie w jej wyjaśnienie. - Natychmiast po katastrofie Stany  Zjednoczone zapewniły Polskę, że udzielimy wszelkiej technicznej pomocy,  jaka może być użyteczna w dochodzeniu. Jest to aktualne zobowiązanie.  Jakiekolwiek wsparcie byłoby potrzebne ze strony Stanów Zjednoczonych,  to będzie ono udzielone - odpowiedział wtedy Rhodes.
Oczekiwania  Polaków wobec władz USA są wielorakie. Najbardziej oczywisty rodzaj  pomocy to udostępnienie ekspertów, laboratoriów czy danych  wywiadowczych. Do tego dochodzi wsparcie polityczne. - Wokół Smoleńska  musi wytworzyć się atmosfera uznania, że stało się coś bardzo złego w  świecie stosunków międzynarodowych, coś, z czego należy wyciągnąć  konsekwencje znacznie poważniejsze niż wzmocnienie ochrony VIP-ów. USA  powinny oświadczyć, że uważają ustalenia rosyjskie za niezadowalające.  Społeczność międzynarodowa ma doskonałe narzędzia do tego, by wykrywać i  oceniać takie rzeczy jak mistyfikacja, niszczenie dowodów. Trzeba  wymusić uznanie tego - komentuje Anna Fotyga.
Piotr Falkowski
Nasz Dziennik Środa, 27 czerwca 2012, Nr 148 (4383)
Autor: au