Szwagier to nie rodzina
Treść
Czy marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna przyjedzie do Lubania, by w  wyborach samorządowych poprzeć swojego szwagra, burmistrza tego miasta,  Konrada Rowińskiego ubiegającego się o czwartą kadencję? Schetyna,  prominentny polityk PO, już wspierał szwagra w wyborach, a ostatnio był  widziany w Lubaniu na przełomie września i października. Co ciekawe,  premier Donald Tusk deklarował niedawno, że prominentni politycy  Platformy nie będą bezpośrednio uczestniczyć w kampanii wyborczej do  samorządów. Najwyraźniej w partii Tuska obowiązują różne standardy.
O  udziale ministrów i innych wysokich urzędników Platformy Obywatelskiej w  wyborach samorządowych zrobiło się głośno, gdy Wiesław Steinke,  kandydat PO na prezydenta Konina, porozwieszał w mieście billboardy, na  których widać prezydenta Bronisława Komorowskiego ściskającego mu dłoń.  Na publikację natychmiast zareagowała Kancelaria Prezydenta RP, która  poinformowała, że Bronisław Komorowski "nie wiedział o takim  wykorzystaniu swojego wizerunku", a zdjęcia wykonano w czerwcu tego  roku. W odpowiedzi na "konińską aferę" premier Donald Tusk zapowiedział,  że ani ministrowie, ani inni prominenci PO nie będą bezpośrednio brać  udziału w kampanii konkretnych kandydatów. Sam dał przykład, bo obiecał,  że nie pojawi się w żadnej lokalnej konwencji wyborczej PO, choć będzie  sporo jeździł przed wyborami po kraju. Chodziło wszak o pokazanie, że  "rząd nie miesza się do wyborów". Ponadto z list wyborczych mieli być  skreśleni krewni posłów, ministrów i innych prominentnych działaczy  partii. Ale najwyraźniej w PO obowiązują różne standardy, bo marszałek  Sejmu Grzegorz Schetyna ma wesprzeć kampanię wyborczą swojego szwagra.
W  Lubaniu o czwartą kadencję stara się Konrad Rowiński. Jego siostra jest  żoną Grzegorza Schetyny. Za każdym razem, gdy trzeba wypromować w  wyborach pana Rowińskiego i pomóc mu, do Lubania liczącego 24 tys.  mieszkańców, a więc małego miasta, przyjeżdża Grzegorz Schetyna -  zaznacza radna powiatowa z Lubania Ewa Gutek (PiS). - Mówiąc  żartobliwie, szwagier to nie rodzina. Można też powiedzieć, że szwagra  się nie wybiera - ironizuje Andrzej Maciejewski, ekspert ds. polityki z  Instytutu Sobieskiego. Jak przypomina, kiedyś zatrudnienie synowej przez  Zytę Gilowską zakończyło się usunięciem jej z PO. Ostatnio z list  wyborczych Platformy usunięto osoby powiązane z politykami tej partii i  ogłoszono zakaz kandydowania przez nich w wyborach. Miał to być przejaw  walki partii z politycznym nepotyzmem. Radna Gutek uważa te działania  tylko za kampanię PR-owską. - Dla mnie to, co robi w tej chwili PO, jest  zwykłą pokazówką, że jesteśmy czyści i u nas nie ma nepotyzmu. Uważam,  że to nieuczciwe, że pan Rowiński nie radzi sobie sam i za każdym razem  potrzebuje wsparcia prominentnego szwagra - mówi. Dodaje, że w tym roku  Grzegorz Schetyna pokazał się już w Lubaniu. - Zapewne przyjedzie  jeszcze tuż przed wyborami - podkreśla Ewa Gutek.
Według radnej,  mieszkańcy Lubania nie mają powodów, by chwalić burmistrza Rowińskiego. -  Co ciekawe, kiedy pan Schetyna był szefem MSWiA, a pan Rowiński  burmistrzem, to największy pracodawca w Lubaniu - jednostka Straży  Granicznej, został zlikwidowany, chociaż początkowo miało do tego nie  dojść - mówi radna. Dodaje, że nie przypomina sobie, by pan Schetyna w  czymkolwiek pomógł Lubaniowi. Jak podkreślają eksperci, dla wielu  wyborców wizyta na ich terenie kogoś tak znanego z telewizji, jak  marszałek Sejmu, może być argumentem za poparciem wspieranego przez  niego kandydata.
Andrzej Maciejewski podkreśla, że nie powinno się  promować rodziny w wyborach, jednak z drugiej strony w ramach wolności  konstytucyjnej nie można zabronić nikomu kandydowania. - Pytanie jest  takie, na ile kandydat swoją obecną pozycję w społeczności lokalnej  zawdzięcza własnej pracowitości, a na ile jest to wynik nazwiska i  powiązań rodzinnych czy innych - wyjaśnia Maciejewski. - Patrząc na tę  konkretną sytuację, burmistrz po trzech kadencjach na pewno wyrobił  sobie renomę, być może lepiej będzie dla niego, jeśli pan Schetyna się  tam nie pojawi, bo może mu tylko zaszkodzić. Ale jest pytanie, czy taka  wizyta będzie wykorzystywana politycznie czy nie. Jeśli tak, to będzie  to oczywiście moralnie naganne - dodaje ekspert.
Poseł Platformy z  Dolnego Śląska Ewa Drozd powiedziała "Naszemu Dziennikowi", że nie wie o  wspieraniu burmistrza Rowińskiego przez marszałka Schetynę. 
-  Sprawy rodzinne nie bardzo mnie interesują. Jest to świetny burmistrz,  nie znam jego żony i nie znam jego rodziny - stwierdza z kolei inny  poseł PO z tego rejonu Marcin Zawiła.
Co ciekawe, nepotyzm przy  obsadzaniu stanowisk i urzędów publicznych był już wiele razy piętnowany  przez Platformę i samego premiera. Ale, jak widać, były to tylko akcje 
PR-owskie.  PO piętnowała także nepotyzm w PSL, ale nie robiła nic, aby w ramach  koalicji rządowej mu przeciwdziałać. Na przełomie lipca i sierpnia 2008  r., po doniesieniach medialnych o nepotyzmie w instytucjach kierowanych  przez osoby związane z ludowcami, premier Donald Tusk stwierdził  otwarcie: "Zatrudnianie rodziny w instytucjach publicznych jest  naganne". 
Inny polityk PO Zbigniew Chlebowski, negatywny bohater  afery hazardowej, domagał się wówczas, w przypadku potwierdzenia się  zarzutów o nepotyzm w PSL, wyciągnięcia konsekwencji (również  personalnych) wobec winnych. Tusk i Chlebowski byli więc bardzo  pryncypialni, ale na pokaz i tylko wobec swojego koalicyjnego partnera.  Ale gdy już dotyczyło to córki ministra finansów Jacka Rostowskiego,  premier nie zareagował. Co prawda Julia Pitera, pełnomocnik ds. walki z  korupcją w rządzie Tuska, komentując sprawę zatrudnienia Mai Rostowskiej  w gabinecie politycznym ministra spraw zagranicznych Radosława  Sikorskiego, uznała, że jest to "naganne", ale na tym się skończyło.  Według poseł Beaty Kempy (PiS), kwestia zatrudnienia Mai Rostowskiej to  dowód, że Platforma zupełnie nie liczy się z opinią publiczną. - Myślę,  że nepotyzm na trwałe przylgnie do tej partii. Pytanie, czy  społeczeństwo będzie to tolerować czy da żółtą kartkę temu zjawisku i  tej partii - konkluduje Kempa.
Paweł Tunia
Nasz Dziennik 2010-11-09
Autor: jc