Trybunał Stanu za hołd w Berlinie
Treść
 Najpierw pokażę państwu Konstytucję, która obowiązuje  wszystkich obywateli, a w szczególności tych, którzy sprawują władzę -  oświadczył Jarosław Kaczyński, cytując zapisy mówiące o tym, że  Rzeczpospolita "strzeże nienaruszalności i niepodległości swojego  terytorium". Komentował w ten sposób deklaracje polityczne, które w  imieniu rządu RP złożył w poniedziałek w Berlinie szef MSZ Radosław  Sikorski. Poprosił on Niemców o przewodzenie nowej Unii Europejskiej i  zapewnił o udziale Polski w tym projekcie nawet na warunkach autonomii  podobnej do tej, jaką posiadają stany wchodzące w skład USA. Dlatego  klub PiS zapowiedział złożenie wniosku o postawienie ministra przed  Trybunałem Stanu, a także zwołanie specjalnego posiedzenia Sejmu w  sprawie działań i wypowiedzi Sikorskiego. Solidarna Polska będzie zaś  zbierać podpisy pod wnioskiem o wotum nieufności dla ministra. 
Sprawa  jest poważna, bo nie ma pewności, czy wypowiedź Sikorskiego była  konsultowana w ramach koalicji rządowej, ale również z prezydentem.  Wypowiedzią wydawał się zaskoczony m.in. prezydencki doradca do spraw  międzynarodowych prof. Roman Kuźniar, który z rozbrajającą szczerością  przyznał, że nie ma pojęcia, czy koncepcje rządu były konsultowane z  głową państwa. - Nie potrafię powiedzieć, zwyczajnie nie wiem, przyznam  się szczerze. Zakładam, że było konsultowane - mówił w rozmowie z TVP  Info. Natomiast była minister spraw zagranicznych Anna Fotyga twierdzi,  że minister Sikorski wygłosił w Berlinie exposé. Również ona uważa, że  zarówno Sikorski, jak i rząd Donalda Tuska naruszyli Konstytucję, nie  przedstawiając w Sejmie założeń polityki zagranicznej.
W Niemczech nadzieja
Skąd  to zamieszanie? Najpierw w wywiadzie prasowym, a potem w przemówieniu  wygłoszonym w Berlinie szef polskiego MSZ przedstawił polskie stanowisko  wobec zmian, jakie dotykają Unię Europejską. Wynika z niego, że rząd  Donalda Tuska prowadzi dyplomatyczną ofensywę, dzięki której Polska ma  zostać wprowadzona do mającej powstać nowej i elitarnej UE, która będzie  funkcjonować jako federacja. Przemawiając w Berlinie, szef MSZ zachęcał  przywódców politycznych Niemiec, by dla wspólnego dobra "pomogli tej  strefie euro przetrwać i prosperować". - Dobrze wiecie, że nikt inny nie  jest w stanie tego zrobić. Zapewne jestem pierwszym w historii  ministrem spraw zagranicznych Polski, który to powie: Mniej zaczynam  obawiać się niemieckiej potęgi niż niemieckiej bezczynności. Nie możecie  dominować, lecz macie przewodzić reformom. Jeżeli włączycie nas w  proces podejmowania decyzji, możecie liczyć na wsparcie ze strony Polski  - deklarował Sikorski.
- To wypowiedź, która wyraźnie stwierdza, że  Polska ma być członem federacji. Że ma przestać być państwem  niepodległym. To jest złamanie Konstytucji i sprawa zasługująca na  Trybunał Stanu - mówił Jarosław Kaczyński. Prezes PiS zastrzegał, że ma  świadomość, iż Sejm nie będzie w stanie przeprowadzić takiego procesu,  ponieważ "mechanizm praworządności został przez tę władzę całkowicie  podważony". W jego ocenie, to, co powiedział minister Sikorski,  sprowadza Polskę do pozycji sprzed 1989 roku.
Polska jak stan
Kryzys  finansowy obejmujący kolejne kraje strefy euro przyspiesza, zdaniem  ekspertów, koniec znanej nam obecnie wspólnoty. Kanclerz Niemiec Angela  Merkel i prezydent Francji Nicolas Sarkozy przedstawiają kolejne  propozycje budowy nowej, mniejszej i bardziej zintegrowanej politycznie i  gospodarczo Unii. Francja i Niemcy przedstawią propozycje zmian w  traktatach unijnych przed posiedzeniem Rady Europejskiej 9 grudnia.  Zmiana zapisów ma oficjalnie wzmocnić dyscyplinę budżetową wśród krajów  strefy euro. Rząd Donalda Tuska postanowił zgłosić akces do tego  projektu. Ale za jaką cenę? W wizji Sikorskiego, o której mówił na  łamach "Rzeczpospolitej", nowa Unia pod przewodnictwem Niemiec będzie  realizowała "nasze potrzeby bezpieczeństwa i dobrobytu". Co chcemy w  zamian? Z enuncjacji Sikorskiego wynika, że niewiele, a według  komentatorów i polityków opozycyjnych rząd zadeklarował zrzeczenie się  resztek suwerenności państwowej. Chodzi o zdanie, w którym szef MSZ  powiedział, że "nie chcemy wyszarpywać jakichś prerogatyw po to, żeby z  nimi uciec na peryferie". Ale największe zdziwienie wywołały jego słowa o  tym, że kraj będący elementem nowej federacji europejskiej pod  przewodnictwem Niemiec "powinien mieć co najmniej tyle autonomii, ile  mają stany USA".
Zdaniem prezesa PiS, słowa wypowiedziane przez  Radosława Sikorskiego to nie było stanowisko osoby prywatnej. Są, w jego  ocenie, również dowodem na narażenie polskich interesów na szwank i  sprowadzenie Polski do statusu "kraju półkolonialnego". - Niemcy nie idą  na jakiekolwiek ustępstwa, nawet kurtuazyjne, i należy sobie z tego  zdawać sprawę - przypominał, wyliczając sprawy, w których Polska nic nie  uzyskała mimo oficjalnie deklarowanych dobrosąsiedzkich i sojuszniczych  relacji. Chodzi przede wszystkim o budowę Gazociągu Północnego na dnie  Bałtyku, stosunek władz Niemiec do polskiej mniejszości, konfliktów  rodzinnych, w których uprzywilejowaną pozycję ma zawsze strona  niemiecka, czy polityki historycznej wspierającej od lat środowiska tzw.  wypędzonych.
Ciekawa jest natomiast reakcja polityków  reprezentujących Ruch Palikota, których zdaniem propozycja Sikorskiego  jest słuszna i oczekiwana. - Procesy zmierzające do większej integracji i  federalizacji UE są dla nas szansą, nie zagrożeniem. W związku z tym w  całości popieramy to, co powiedział minister spraw zagranicznych  Radosław Sikorski - ocenia rzecznik klubu Andrzej Rozenek. Zdaniem  byłego dziennikarza "NIE", Polska od początku prezydencji powinna być  liderem takich przemian w UE. - Żałujemy, że mówi się o tym dopiero  teraz. Żałujemy też, że nadal nie padła konkretna data wprowadzenia euro  w Polsce, na co wszyscy czekamy - powiedział Rozenek.
Maciej Walaszczyk
Nasz Dziennik Środa, 30 listopada 2011, Nr 278 (4209)
Autor: au
