Turowski - Jakimiszyn - Smoleńsk
Treść
Podejrzewany przez Instytut Pamięci Narodowej o kłamstwo lustracyjne  ambasador tytularny RP w Moskwie Tomasz Turowski był w latach 90.  rozpracowywany przez Urząd Ochrony Państwa. UOP sprawdzał jego kontakty z  oficerem rosyjskiego wywiadu Grigorijem Jakimiszynem, tym samym, który  miał być oficerem prowadzącym agenta "Olina". Turowski, który 10  kwietnia był na płycie lotniska Smoleńsk Siewiernyj, jest także autorem  informacji, że trzy osoby przeżyły katastrofę i w ciężkim stanie  przewieziono je do szpitala. Kilka godzin po katastrofie miał ją  przekazać jednemu z urzędników rosyjskiego MSZ.
Tomasz  Turowski, wobec którego pion lustracyjny skierował wniosek o wszczęcie  postępowania lustracyjnego, w 1993 r. został pracownikiem w resorcie  spraw zagranicznych, w departamencie zajmującym się Europą Wschodnią,  gdzie najpierw był doradcą, a potem wicedyrektorem. Już w początkowym  okresie pracy, w latach 1993-1994, ze względu na liczne i otwarte  kontakty Turowskiego z I sekretarzem ambasady rosyjskiej w Polsce  Grigorijem Jakimiszynem, był obserwowany przez Urząd Ochrony Państwa.  Dlaczego?
Jakimiszyn był faktycznie pracownikiem rosyjskiego wywiadu,  a funkcja sekretarza ds. prasowych w ambasadzie stanowiła tylko  przykrywkę. Była to niezwykle barwna postać. Urodzony w Baku syn  Rosjanina i Azerki, potężnie zbudowany (190 cm wzrostu), znany ze  świetnej gry w tenisa. Na placówce w Polsce rezydował m.in. w willi nad  Narwią nieopodal Serocka. Podczas wizyty Borysa Jelcyna w Polsce (1993  r.) odpowiadał za jego osobistą ochronę. Zasłynął m.in. z tego, że przez  całą noc warował przy drzwiach sypialni w ambasadzie z naładowanym  kałasznikowem w ręku. 
Nazwisko Grigorija Jakimiszyna wypłynęło w  związku z aferą "Olina". To właśnie Jakimiszyna miał w czerwcu 1995 r.  zwerbować dla polskich służb Marian Zacharski. Rosyjski oficer wywiadu  ujawnił mu, że jest oficerem prowadzącym szpiega o kryptonimie "Olin",  którym miał być ówczesny premier Józef Oleksy. Informację tę ujawnił w  grudniu 1996 r. Andrzej Milczanowski, ówczesny minister spraw  wewnętrznych. Afera, która wówczas wybuchła, spowodowała dymisję  Oleksego. Śledztwo w tej sprawie zostało umorzone z powodu braku  dowodów. A sam Jakimiszyn wkrótce opuścił Polskę. 
Formalnie miał  popaść w niełaskę. Faktycznie wciąż pracował w MSZ, co potwierdzała  strona rosyjska, i nadal też w wywiadzie. Został nawet sędzią w  trybunale sądzącym agentów - pracował w Izbie Karnej Najwyższego Sądu  Wojskowego powołanej wyłącznie do sądzenia szpiegów. 
Natomiast  Turowski w 1996 r. trafił do ambasady w Moskwie. Jaki charakter miały  jego kontakty z oficerem rosyjskiego wywiadu? Wszystko wskazuje na to,  że Turowski miał za sobą współpracę ze służbami PRL. Jak poinformowała w  sobotę "Rzeczpospolita", miał być tzw. nielegałem, skierowanym w 1975  r. jako oficer wywiadu do zakonu jezuitów w Watykanie. Tam przez 10 lat  korzystał z dostępu do "największych tajemnic Watykanu dotyczących  polityki wschodniej".
Meldunki Tomasza Turowskiego, przysłane  odrębnymi kanałami, miały oznaczenie 9596, a później były podpisywane  pseudonimem "Orsom". W 1986 r. Turowski tuż przed święceniami wystąpił z  zakonu. Czy wywiad rosyjski wykorzystał jego wcześniejsze kontakty z  elitarnymi komórkami wywiadu PRL? Nie wiadomo. - Takie przypadki miały  miejsce - mówi o innych agentach służb PRL w rozmowie z "Naszym  Dziennikiem" dr Tadeusz Witkowski, znawca tematyki służb specjalnych,  były pracownik Służby Kontrwywiadu Wojskowego i członek Komisji  Weryfikacyjnej WSI.
Jaki zakres ma wniosek lustracyjny? Tego niestety  IPN nie ujawnia. Turowski nie widnieje w katalogach Instytutu, mimo że  ustawowo jest nimi objęty. - Widocznie jeszcze nie opracowano materiałów  z nim związanych - mówi nam rzecznik prasowy IPN Andrzej Arseniuk. 
Jak  informuje MSZ, misja Turowskiego, pełniącego obecnie obowiązki szefa  wydziału politycznego ambasady RP w Moskwie, już się kończy. 
- Pan  Turowski kończy już swoją misję i za kilka tygodni wraca do Polski -  powiedział rzecznik resortu spraw zagranicznych Marcin Bosacki. - Będzie  do dyspozycji kadr do czasu wyjaśnienia sprawy lustracyjnej i nie  będzie brany pod uwagę przy nominacjach - dodał. Bosacki zaprzeczył, by  Turowski był formalnie ambasadorem tytularnym w Moskwie, ambasadorem w  Moskwie jest Wojciech Zajączkowski. Rzecznik wyjaśnił, że Turowski jest  "dyplomatą średniego szczebla, szefem wydziału politycznego ambasady".
Co  ciekawe, w odpowiedzi MSZ skierowanej do prokuratury na pytanie o skład  delegacji obecnej na płycie lotniska Smoleńsk Siewiernyj 10 kwietnia  nazwisko Turowskiego widnieje z nomenklaturą: "ambasadora tytularnego".   
Sprawa Turowskiego to nie jedyne problemy lustracyjne MSZ. W sądach  na rozpatrzenie czeka aż sześć spraw lustracyjnych przedstawicieli MSZ.  Kilka dni temu do sądu trafił wniosek o uznanie za "kłamcę  lustracyjnego" Janiny Biernackiej z kancelarii MSZ, lustrowanej jako  członek "służby zagranicznej". - To nie jest liczne grono jak na 3,6  tys. pracowników MSZ. Każdy przypadek należy rozpatrywać oddzielnie oraz  poczekać na wyrok - komentuje Bosacki.
Nazwisko Turowskiego jako  dyplomaty w Rosji pojawia się także w związku z katastrofą smoleńską. 10  kwietnia rano oczekiwał wraz z ambasadorem Jerzym Bahrem na lotnisku w  Smoleńsku na przylot prezydenta i jego delegacji. Po wypadku ruszyli oni  w kierunku szczątków rozbitego samolotu. Znalazł się tam również  kamerzysta TVP Sławomir Wiśniewski. Jak wspomina, dopadli go wówczas  funkcjonariusze Federalnej Służby Ochrony, krzycząc, żeby oddał kamerę.  Wiśniewski podczas szarpaniny zauważył, że w "międzyczasie przez las od  strony lotniska przybiegło kilku naszych dyplomatów w garniturach".
Z  ujawnionych w mediach jego zeznań w prokuraturze wynika, że obecny w  grupie funkcjonariuszy Polak miał powiedzieć do nich, żeby aresztowali  kamerzystę i zniszczyli sprzęt. Opis Wiśniewskiego dotyczył osoby  powyżej 50 roku życia, krótko ostrzyżonego szatyna, co sugeruje, że  chodzi właśnie o Turowskiego. 
Turowski jest także autorem błędnej  informacji, że trzy osoby przeżyły i w ciężkim stanie zostały  przewiezione do szpitala. Kilka godzin po katastrofie miał ją przekazać  jednemu z urzędników rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. 
Zenon Baranowski
Nasz Dziennik 2010-12-20
Autor: jc
